piątek, 6 listopada 2020

Wieczorny pogrzeb

Wieczorny pogrzeb

 

Czas nie zna przystanków

Nawet najwyższe szczyty świata

nieustannie oddalają się ku wieczności

 

Wieczór zamiera w futrynach garażowych

bram i wchodzi pod klosze ulicznych lamp

Załącza żałobne oświetlenie

 

W porze odchodzącego dnia

właśnie na ciemniejącej

ulicy równolegle do podmurza

- to niesłychane

wyłonił się z mroku żałobny kondukt

bardziej smutny niż smutek

 

Nietoperze szły pieszo jak pielgrzymi

napoleoni ginęli w tle czarnego karawanu

a najbliżsi byli najbliżej zmarłego

Tęsknili do niego i szlochali

 

Zmarły milczał

Nie drgnęło wieko trumny

To nie była pomyłka

na którą czekały zbolałe serca

 

Werble i dźwięki żałobnego marsza

rozsuwały ciszę i uświadamiały

przechodniom fakt że w szarości

wieczoru ukryta jest wielkość śmierci

 

Niebo czuło się podziurawione 

iskrzyło półtonami przybladłych okien

półcieniami miejskiego mrowiska

Ktoś w oknie płakał krokodylowymi łzami

szemrały przydrożne i cmentarne jesiony

Modlitwa zawisła nad mrokiem

cierpienie stało się parasolem

Tuż obok na grobach paliły się znicze

parskały kiwając się od słabego

podmuchu wiatru i obcych dusz   

 

Niedługo potem ogarki i świece pogasły

Wieńce dzwoniły pamięcią przez tydzień

Pamięć ludzka powoli tępiała ginąc w pustce

Ktoś rzekł Cisza jest mową śmierci

 

Co tak się podniecasz człowieku

przy biurku i ty przy komputerze...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz