Nolens volens
Chcąc nie chcąc robię to –
biorę do ust twardy korzeń chrzanu
Którego nie da się zjeść bez płaczu
Chrupiąc wynoszę się
Za gruboziarniste okno
Z delikatnością przewiewu
Jakbym się miał tulić do oparów
Stawiać czoło tajemnicy
Jedwabisty dzień na parterze
Obija się o ściany wcale nie z tiulu
Jak suszony pomidor
A ja ścieram się z chrzanem
Mam tyle naddatku że mógłbym
Część zetrzeć na tarce
Nadwyżki można by zainwestować
Chociaż mniej korzystnie niż dawniej
Najeść się chrzanu jak łomotu
W natłoku pustych kieszeni to
Obfitość której nikt nie zamierza zdobywać
Z jednego ponadto wpadam w drugie
Natomiast pożytku z tej
Superaty nie ma
Nie zgłaszam pretensji do korzenia
Stałem się termoparą – czujnikiem
Reagującym na podziały
Odmieniony i ostry niby żyleta
Jest ciężko gdy zdarzy się
Chrzan do kitu i kit do chrzanu –
głośno hałasują mewy na pustym molo
Gdy założę maseczkę na usta i nos
Gdy ubiorę rękawiczki...
Mogę niezbyt wiele tu czy tam
Ale razem ze wszystkimi wypatruję
Zielonego światełka
Mogę niezbyt wiele tu czy tam
Ale razem ze wszystkimi wypatruję
Zielonego światełka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz