Spinacz
Fotografie moich przodków już pożółkły,
a nowe nie uznają przeszłości.
Mam kilka albumów, w których się kryję
Albo wsiąkam w poezję Herberta,
Lipskiej czy Różewicza.
Zdaję sobie sprawę z tego,
że nie ma życia bez krótko istniejących,
zagubionych dusz
w zapomnianych miejscach,
w zbuntowanych palcach
i drżących liściach osiki.
Niesiony w lektyce bogato zdobionej
sam jestem palankinem
i chociaż to w sumie ciężar globu,
sam siebie niosę.
Nie zaznaczam na korze miejsca pobytu.
Podlewam awantury, uśmiecham się do
rozhermetyzowanych wyznawców pieniądza.
Lewitacja mogłaby być wyjściem.
Jazon odstąpił Argo,
a ja udałem się po mityczne runo do Kolchidy.
Otrzymałem złoto –
napęd i moment pędu
– spin z mechaniki kwantowej,
chociaż nie jestem mechanikiem,
lecz skromnym elektrykiem.
Każda fotografia to nowela,
powieść i strofa, i ja mam wciąż
czym oddychać i co czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz