niedziela, 25 marca 2018

Ojczyzna

 

 
 
 
„ŁĄCZNIK”
Ojczyzna  

                                                           To jest moja matka, ta Ojczyzna!
                                                                                Jan Paweł II

Nie opieram się na uskrzydlonej lasce Hermesa,
mam swoją siłę w ramionach, chodzę i biegam po ziemi,
która została wydzielona z dziejów, na obszarze tak
niedawno rozdziobywanym z dwóch stron.

Szczycę się białym orłem, który ma moc w szponach,
a w dziobie broń i nie używa jej dla byle chciwości.
Kraj czuje się bezpieczny, ale czy mamy przyjaciół…
Zatem dobrze mi wśród grzywiastych wierzb,

kwitnących jabłoni i śliw.
Ojczyzna - wielkie dzieło narodu,
wielowątkowe zmagania.
To spocona historia z rowerem,

na którym ojciec zwoził ziemniaki do kopca,
bo konie poszły przymusowo służyć wrogowi.
To także ten czas, gdy i on został potraktowany
wywózką przez wroga.

To zagon warzyw obsadzony bobem i chwasty
 pełne wigoru i śmiechu.
Ojczyzna… ten powojenny, okrągły
bochen chleba, upieczony na zakwasie przez

najważniejszą istotę na świecie, bo przez matkę. 
To jakże potężna skała, którą przez wieki próbowano
rozbić dla własnych niecnych celów.
To ta nieświadomość, co ukrywa Ojczyznę.

To tekst, który czytam, a który surowo określa,
kto może się nazywać patriotą i kim musi być.
To także moje wątpliwości, że się w tym tekście
mogę nie mieścić i czytam, że wtedy powinienem
się wstydzić, że się urodziłem.

Ale ja się nie wstydzę i jestem rad z tego miejsca,
w którym puściłem korzenie; i słyszę słowa,
które sieją niezgodę, a które mnie ranią,
i ja się z nimi nie zgadzam.

                                                            
  I miejsce w X Ogólnopolskim Konkursie Literackim

                                                           ZO ZNP w Chorzowie

wtorek, 6 marca 2018

Etł w zgiełku

                     
 
Etł w zgiełku
                                                                 

Z góry lepiej widać. Stwierdziliśmy to, gdy już mądrzy ludzie podzielili świat na kontynenty i regiony, nazwali oceany, morza, rzeki, góry… Miejsca suche i bagniste, wysokie do nieba i niskie deltowe, pełne wody i cudownej roślinności z drzewami na czele, a wszędzie, także w niemożliwych miejscach, zaczęli się pojawiać ludzie.

            Czy z niewyobrażalnie wielkiej odległości czasowej i tej mierzonej w latach świetlnych, lepiej widać teraźniejszość? Tę odległość można przebyć tylko myślą. Powoli obraz jest coraz klarowniejszy. Ale czy myśl mogłaby się przedostać przez tę rozbryzgiwaną gęstwę energii i materii, przez coraz większą pustkę, wciąż do końca niewyjaśnioną?
            I jak precyzyjne musiałyby być instrumenty namiaru, by trafić na Pojezierze Gnieźnieńskie do bajecznie zielonej krainy ełckiej nad jeziorem Winiary, płynąc rzeką Wełną, tak, by nie spłynąć do Warty… a wokół zabudowania, drogi polne i asfaltowe, pola uprawne i łąki... Nagle rodzi się myśl: Teraz sporządź wykres funkcji, podaj miejsca zerowe, podaj w jakim przedziale funkcja tej krainy przyjmuje wartości dodatnie, kiedy jest rosnąca, bo pomimo światowych i krajowych nieszczęść wciąż rośnie nadzieja. Czy potrafisz? Czy można żyć tylko w świecie uporządkowanym, co nie znaczy?  Nie tylko Etł nie wie.
            Od co najmniej kilkunastu lat mówi się o szóstym Wielkim Wymieraniu. Obliczono, że piąte Wymieranie zdarzyło się sześćdziesiąt sześć milionów lat temu          i wówczas wyginęły dinozaury, a z nimi trzy czwarte gatunków. Stało się to wskutek uderzenia w Ziemię olbrzymiej asteroidy na obszarze dzisiejszej Zatoki Meksykańskiej. To wiemy dzięki dociekliwym badaczom. Po niej szansę otrzymali ludzie - pierwotnie ssaki niepozornej wielkości. Dalszy rozwój ludzkości był przyspieszany  i hamowany przez wydarzenia wynikające z tego, co się działo                       i dzieje w przestrzeni kosmicznej, wewnątrz naszego globu oraz na Słońcu. Także to, co wynika z działalności ludzkiej. Zjawiska ekstremalne są nie tylko naturalną konsekwencją zmian w przyrodzie. Tornada, powodzie, trzęsienia ziemi są ostrzeżeniami, z których nie do końca chcemy sobie zdawać sprawę. Martwimy się tylko zniszczeniami, spowodowanymi przez te zjawiska. Tymczasem na trawiastych zielonych obszarach pasą się miliony krów i innych zwierząt, które są wytwórniami gazu cieplarnianego, metanu, z  kolei  spalanie węgla buduje nad nami smog. Dwutlenek węgla otacza glob, podnosi temperaturę. Już część społeczeństw to rozumie i się przeciwstawia… Już mamy mało czasu na folklor, regionalne potrawy, świąteczne zwyczaje, ludowe zespoły… Umacnianie ducha zrozumienia… nie tylko w miejscu zamieszkania znoszone jest przez zjawiska, które nie są przyjazne człowiekowi. Organizacje i pojedyncze osoby wykazują heroizm i wytrwałość w zwalczaniu niekorzystnych poczynań człowieka wobec natury i mimo wszystko dążą do grupowego porozumienia. W różnych miejscach Ziemi starają się pielęgnować tradycję, jednak organizują się w ludowe zespoły taneczne. W okolicach Sędziszowa mieszkańcy spotykają się w kołach wiejskich, śpiewają i tańczą, dzielą się potrawami  i jadą na występy do Krakowa. A moi znajomi tego lata zamieszkali nad jeziorem Ełckim, wtapiając się w nastroje i aurę krainy. Pogoda była zmienna, ale samopoczucie do zabawy było dobre. W porę uniknęli niszczącej burzy w drodze powrotnej. Etł w tym czasie przebywała na Korfu.
            Czy zahamowanie wymierania jest możliwe? Jeśli nie opanujemy żywiołu przyrostu naturalnego, to może się zdarzyć, że ludzkość umrze z głodu. Jeśli jednak się opanuje i wyżywi, nie wiadomo, czy nie nadejdzie czas wymierania z przyczyn nieznanych i nie do opanowania. Jeśli przetrwa, ma szansę na rozwój intelektualny i wtedy być może nastąpi przyrost mózgu, skrócą się ręce  i nogi, wspomagać go będą roboty, mądrze zaprojektowane przez ludzi, nie z pobudek czerpania osobistych korzyści, lecz dla dobra ogółu, z czym od tysiącleci jest kłopot.
            Przez sześćdziesiąt sześć milionów lat ludzkość się rozwijała, walczyła z sobą, przemieszczała się, gubiła w niekorzystnych warunkach, odradzała, zagarniała dobra jedno plemię drugiemu, jedne narody drugim… Chciwość rozwijała się i nadal ma się cudownie, bo to trwała cecha ludzkości. Wszystko ma dwa bieguny, a jeśli więcej, wtedy ktoś trzeci bierze wszystko.
            Znikają niemal codziennie dziesiątki gatunków zwierząt. Na moim podwórku od lat nie ma wróbli, chociaż powietrze jest czystsze. Zmalała populacja jaskółek. I one zdarzały się  w miastach. Obecnie tylko kawki i gołębie miejskie mają siłę przetrwania w istniejących warunkach ekologicznych. Zwierzęta są miarą człowieczeństwa, chociaż natura i tak postąpi po swojemu i pozbędzie się nieco uciążliwych gatunków.
            Jeśli ludzkość nie przetrwa, Ziemię mogą opanować gatunki, lub jeden gatunek, który jest najbardziej odporny na przeciwności i posiada inteligencję. Może będą to na przykład szczury. Wydaje się, że mają szansę.
            Pokolenia ludzi przez setki lat wypracowywało model konsumpcyjny społeczeństw i w obecnych czasach jest on szczególnie wyrazisty. Kapitalizm pokonał komunizm i potrafił się dostosować do biedy na tyle, aby nie było za głośno na patelni niezadowolenia.
            Nadęci śmieją się z ubóstwa i bezradności. Feldmarszałek von Hindenburg ponoć śmiał się dwa razy w życiu: raz gdy zmarła mu teściowa, a drugi, gdy Aleksandr Kierenski został premierem. My lud w różnym wieku też się śmiejemy. Obecnie jednak raczej jest to podmuch niezadowolenia z powodu ciągłości w dzieleniu świata na dwa bieguny. Czy w takiej sytuacji da się podtrzymywać tradycję? Etł twierdzi, że to ślepy nabój.
            Żyjemy globalnie. Jeśli dzieje się źle w naszym kraju, „Małej Ojczyźnie”, przemieszczamy się do innego, bo „tam” poziom życia jest wyższy… Nie tylko Etł to mówi i czuje.
            Konieczne jest poczucie wspólnoty, a nie odzywka, że na demonstracje chodzą ubeckie wdowy. Tynkowanie prawdy, manipulowanie i ujarzmianie - wszystko, by zyskać przewagę, podporządkować sobie tych o innym wyglądzie, innym zdaniu, religii, bez względu na wybuchy na Słońcu, zbliżanie się asteroidy do naszego globu, bez względu na tsunami, trzęsienie ziemi  i wybuch wulkanu. Czy to jest budowanie tradycji? Ludzkość cierpi, zaspokaja swoje potrzeby w niedomiarze lub z nadmiaru niszczy dobra i liczy kasę, zwłaszcza ci z jednego procentu, chociaż krąg trochę słabszych ma również znaczną średnicę. Wiemy, że nasze życie się skończy i to zawsze w nieodpowiednim czasie, a jednak pogoń za środkami do istnienia trwa, co jest zrozumiałe, bo bez starań, jakże często nieskutecznych, przeżycie jest nierealne. Ostateczność nas nie zraża. Etł stara się to zrozumieć.
            Ludzie przyspieszają śmierć milionom takich samych istot, żyjących obok, byle dojść do miejsca, które sobie upatrzyli. Smutne jest to, że nie chcą widzieć zagrożeń dla świata, które są niezależne od człowieka i tych, które powstają przez ich szkodliwą działalność, bo pazerność jest tak wielka, jak brzuch faceta zasłaniającego widoczność w tramwaju.
            Szukamy więc miejsca dla siebie nie tylko w ojczyźnie, także poza nim, może na przyjaznej planecie, której jeszcze nie odkryto, gdzie będą warunki do budowy nowego życia i możliwości przetrwania. Zabierzemy z sobą przyzwyczajenia i tradycje w zmienionej postaci i będziemy się sprzeczać… Albo dostosowujemy się do zwyczajów panujących na obczyźnie lub tworząc własne kręgi, klany, uruchamiając wrogość wobec siebie, bo jednak konieczność dostosowania się jest absolutnie niezbędna, albo nie będziemy mile widziani. Jesteśmy wiecznymi podróżnikami i kosmopolitami. Patriotyzm budzi się w nas, gdy zdołamy obudzić w sobie wyższe racje człowieczeństwa. Gdy już usadowimy się na stałe i uznamy, że tu możemy żyć, wtedy możemy też zauważyć tych, co znajdują się obok, tych potrzebnych do codziennych kontaktów, by rozproszyć stresy i niepowodzenia. Zauważamy, że sąsiedzi są gościnni i nie tylko chętni do pomocy, lecz także do zadzierzgnięcia więzi towarzyskich. Społeczność obok nas może być niezbędnym wzajemnym uzupełnienie strugi codzienności. Czy nadal będzie się tworzyć grupy narodowościowe albo religijne? 
            Zaczniemy dostrzegać naszą wzajemnie inną sytuację, sposób bycia, gdy spotkamy się z pierwszymi kłopotami. Zauważymy to, co nas z nimi łączy, a w czym się nie mieścimy, zaczniemy może nareszcie zauważać, jak inni się ubierają, jak mówią, co chętnie jedzą, czy wszyscy to samo, co w sklepach, czy jest różnica. Jakie mają zainteresowania… W końcu zaczniemy widzieć i to w czym mogą nam zagrozić, a w czym sprawić radość. Wówczas „Niech wszystko toczy się swoim torem” wymaga zastanowienia i ustawienia „toru” w taki sposób, by chciałoby się unikać katastrofy. Zawsze dopóki to możliwe. Nie jesteśmy nauczeni takiego patrzenia na życie, jak                       w Nepalu: wczoraj nie istnieje, o jutrze nic nie wiemy, a ważne jest dzisiaj. Nie nauczeni, a ilu w ten sposób żyje… Etł żyje radośnie.
            Mając taki pogląd ktoś nie zauważył Kazika Cabana z Gościeszyna, który wyjechał do Elbląga, by najpierw się uczyć, a potem budować turbiny… Ożenił się z Joanną z Cotonia… To były lata zrównywania poziomu życia na wsi z miastem. Etł odwiedziła w Cotoniu pana Romana. Znalazła Romana dzięki GPS-isowi, chociaż najpierw przyrząd zaprowadził ją do legowiska dzików.
            Żywe fotografie to dopiero pomysł, ale już zrealizował się we śnie. Kiedyś w ten sposób będą nam towarzyszyć wspomnienia, jeśli zechcemy, bo nie każdy człowiek zagląda do wczoraj.
            Zgaszona twarz, błędny wzrok, wyłuskiwanie słów z chrypki, kosa w rękach kosiarza i oko kamery w trakcie lustracji, a na ławce zbity spacerowicz, i drugi strącony z roweru… Ktoś śpiewa, że miłość trwa. Miłość z latami fałszywieje, mówi pan Czesław z Mszczonowa. Etł chciałaby poznać pana Czesława.
            Miłość jak mgnienie oka i czekanie na więcej, aż do ostatnich sił. Etł pięknieje i nie traci sił na upiększanie.
            Zbili okna w barze, uszkodzili obcokrajowca i nasyceni nienawiścią poszli spać. Potem w gaciach policja ich zaprowadziła do przybytku sprawiedliwości ludzkiej… Kłamliwe uczucia są serwowane w wielu punktach życia, bo aby dojść do celu, używa się podstępu - zdobywa latami zaufanie, a potem wybucha… Etł się dziwi włodarzowi tego miasta.
            Nieprzerwanie trwa rozmowa teraźniejszości z przeszłością. Chociaż są tacy, którzy starają się nie dopuścić do tego, bo przeszłość przeszkadza im w tworzeniu własnych wizji pożądanego przez nich świata, ale to i tak się dzieje, nawet podskórnie, by w sytuacjach naprężeń rozerwać się. Nasze obyczaje i poglądy nie spadły z przestrzeni kosmicznej, zostały ukształtowane przez kolejne pokolenia. Nasze wiara i sposób myślenia, nasze zachowanie w różnych sytuacjach wynikają z tego, co nauczono nas w domu, w środowisku, w szerszej przestrzeni regionu, kraju, a także między narodami. Korzystamy z dorobku pokoleń bez specjalnej świadomości w tym zakresie, to jest naturalne. Tworzymy własną kulturę, pielęgnujemy folklor, tworzymy nowe nurty kulturowe i wyróżniamy się z ogółu.   W tym zakresie nie jesteśmy jednomyślni i to jest normalne, gdy jednak nowy wytwór artystyczny rażąco odbiega od naszych poglądów, zapatrywań na sztukę, sprzeciwiamy się, bo zraża nas, uważamy, że obraża, ale czy w ten sposób ograniczamy swobodę twórczą? Czy to są tylko spory, czy walka  z zabobonami? Zawsze będziemy pełni sprzeczności, wciąż ciosani przez to, co dzieje się wokół nas, w regionie, w kraju, między narodami. Nie myślimy o ostateczności, chcemy być teraz i jutro. Nie uwzględniamy katastrof, nie dlatego, że one zawsze zjawiają się w najmniej spodziewanym momencie. I jakże często nie wyciągamy z nich żadnych wniosków, być może z tego powodu, że pamięć wyrzuca je na zewnątrz, bo nas bolą. Tutaj jest pewna niezgodność, bo z tego, co robimy i co się zdarza, staramy się wyciągać odpowiednie wnioski, ale tak się dzieje, że bardzo często nie przemyślimy ich do końca lub niewygodnej prawdy nie ujawniamy, mamimy bliźnich tym, co oszukuje i jest potrzebne do zbudowania poparcia. Nie przewidujemy do końca następstw, bo jesteśmy zachłanni i pragniemy zysku natychmiast, i w wyniku tracimy podwójnie. Po każdym terrorystycznym zamachu wzmacnia się ochronę i zwiększa środki zabezpieczające, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie doszło do wydarzenia, a po jakimś czasie dochodzi do ponownego aktu terrorystycznego, zupełnie w innym miejscu i z użyciem niespodziewanych środków niszczących ludzkie życie. I wtedy znów zwiększamy w tym miejscu bezpieczeństwo… Etł lubi być bezpieczna.
            W latach ubóstwa jadło się gotowane ziemniaki z kiszonymi ogórkami i przez pewien okres   była to tradycja. Na chwilę głód był zażegnany. Na śniadanie talerz „mozajki” - zupy mlecznej z zacierką albo polewka - zupa z maślanki, do tego smażone na słoninie ziemniaki. Na obiad zupa fasolowa albo kapusta z kaszą, w tym gotowany kawał wędzonki. Albo kluski ziemniaczane z ciasta ziemniaczanego z mąką, położonego na pokrywie i z niej łyżką zgarniane do wrzątku podłużne owalne kluski… Dziś po tej tradycji zaspokajającej głód nie ma śladu. Istnieje w resztkach pamięci, jeżeli toleruje się przeszłość.
            W prymitywnym piecu pali się drewno lub węgiel, co jest koniecznością i tradycją, bo nie ma lepszych tańszych możliwości. Nad głowami rośnie potężna pierzyna, podwyższająca globalną temperaturę. Częściej pojawiają się chmury szelfowe. Tymczasem sprzeczamy się i wycinkę lasów i usuwanie niewygodnych zwierząt. Aż kiedyś niezależnie od człowieka wyparują oceany i na Ziemi narodzi się ogólne piekło…
            Najwięcej państw jest biednych i cierpiących. Tam ludzie pracują jak woły, lub nie mają pracy, mało jedzą i wnet umierają. Mieszkańcy tych społeczności nie potrafią myśleć o przyszłości, państwo zżera korupcja, młodzi ludzie nie mają nadziei. Czy to tradycja? Kilka osób uzurpuje sobie władzę, stają się nosicielami zła i narasta bunt, wybuchają wojny. Grupa śmiałków chce sprawiedliwości i szuka środków oporu. Etł potrafi powiedzieć nie. W zgiełku reklam, podchodów i kłamstw Etł się dusi.
            Lubimy samorządność, lecz kiedy połakomimy się na dobra współczesne, zapominamy o uczciwości… Nikt niczego nie będzie nas uczył, bo my wiemy najlepiej. „Właściciele” tych państw mogą tak właśnie uważać - rządzą, bo to oni tradycyjnie zasługują na rządzenie. Nie trzeba nikogo napiętnować, codziennie widać jak jedno zło rodzi drugie. Czy taka ojczyzna posiada tak silne pole przyciągania, że nikt nie może/nie zamierza się stamtąd wynieść? Na przykład świat bliskiego wschodu to dzisiaj kompletne rozbicie, pycha i rzeź? Koran jednych uczy pokory, drugich wysyła z mieczami, by pokonać niewiernych, bo tak jest interpretowany. Czy to tradycja wynikająca z tej religii? A jak było w chrześcijaństwie? Wojna rodzi wojnę bez świadomości wpadania w nicość. Europa na chwilę jest uprzywilejowana i chciałoby się, aby taka pozostała. Dlatego warto do niej się wpraszać, uciekać, wtłaczać… Nasz kraj poczuł się nareszcie cząstką świata, na którym mu zależy, ale to nie jest takie oczywiste. Są tacy, co wciąż mają pretensje, bez względu na porę dnia. Chcieliby, aby wszyscy stali się podobni do tego jednego. Korea Północna nie potrafi się wyzwolić nieustannej męki, podtrzymywanej przez tyrana. Groźby to poważna choroba. Etł współczuje osaczonym i zachęca do zerwania kajdan.
            Natomiast wokół nas, niestety, trwa interpretacja prawa dla partyjnych korzyści, zatem demolowanie tego, co miało wady i należało tylko poprawić, lecz nie w ten sposób. Nie zgłębianie przepisów, jego naginanie dla własnych potrzeb i odwoływanie się do wyborców, jest oczekiwanym rozwiązaniem problemów… Ślepa upartość to krzywda. Etł temu się sprzewciwia całą sobą.
            Dzięki Unii Europejskiej jesteśmy już kimś zasługującym na uwagę. A tradycja? Poprawność nieco psuje nam szyki. Z tym musimy sobie poradzić… Na Śląsku w niedzielę lub w dni szczególnie uroczyste na obiad był i jeszcze jest, obowiązkowo rosół z makaronem, a na drugie rolada (najlepsza wołowa), czerwona kapusta, sos i kluski ziemniaczane, ale i tzw. białe. Kompot z agrestu z wiśniami, ale też z wiśni lub śliwek…
            Obecnie jest coraz mniej różnic i próbuje się nie zapominać o zwyczajach.             W niektórych windach w urzędach informacje podaje się w gwarze śląskiej lub zaznacza, że tu (w biurze) mówi się po śląsku. Podobało mi się we Władysławowie podawanie nazw w języku kaszubskim. Albo świetnie się ma podtrzymywanie gwary góralskiej… Rzeczywistość wymusza podejmowanie takich działań, które siłą rzeczy nie pozwalają na kontynuację dawnych tradycji, ale narodzą się zapewne nowe, przecież niezupełnie się poddajemy. Zawsze powinny one łączyć a nie dzielić. Na Śląsku próbowano stworzyć autonomię regionu, powstał ruch społeczny, który jednak łączył tylko nielicznych, co przy podejmowaniu działań jednoczących Europę, jest raczej przeszkodą. Ludzkość jest wystarczająco samotna we Wszechświecie. Technika i postęp wymuszają przyzwyczajenia, które jednak nie łączą ludzi w ten sposób jak niedawno. Mogą kogoś zniszczyć albo zawołać na wiec… Komórki i Internet urodziły nowe zwyczaje, że niemal nieustannie patrzy się w ekrany. Przechodząc przez jezdnię użytkownik tego telefonu nie patrzy na samochody czy inne przeszkody, niech inni martwią się o niego… Stajemy się więc zbiorowością, którą nie scala sąsiedztwo i przyzwyczajenia wyżywieniowe albo spotkania towarzyskie, no może uroczystości rodzinne w lokalach… Sąsiedzi nie przychodzą na pogawędki. Nie widać szkaciorzy. To kolejna sprzeczność. Etł nie umie grać w szkata.
            Jak powiedziałem, boimy się kataklizmów, ale nie uświadamiamy ich sobie. Braki wody na globie już wywołują wojny. Gdyby w Afryce było wody pod dostatkiem, ten piękny kontynent uniknąłby wielu problemów. Europa jest w lepszym położeniu, chociaż zdarzają się powodzie, są chwile nadmiaru wody, lecz nie potrafimy tej substancji zatrzymać u siebie. Zjawiska ekstremalne w pogodzie niosą zniszczenia, jak choćby huraganowa burza, którą przeszła począwszy od województwa dolnośląskiego, poprzez wielkopolskie, kujawsko-pomorskie do pomorskiego w nocy z piątku na sobotę 11/12 sierpnia, przynosząc  śmierć  i olbrzymie straty materialne w gospodarstwach i lasach.
            Wzajemne przenikanie zwyczajów i kultur, dążenie do takiej jednolitości w różnorodności, która będzie zapewniać bezpieczeństwo i rozmaitość życia społeczeństw, to ma sens. W tym stanie rzeczy podział jest dobry, wzajemne uznawanie inności, ale nie niszczenie z tego powodu tych, którzy nie są do nas podobni z natury, a także w obyczajach i kulturze. Gdy Gizewiusz budził polskość na Mazurach, nie obudził Etł i ona zaspała. Etł nie lubi już Ełku, bo jak mówi, zawiodła się w nim na kilku płaszczyznach.
            Wypadkowa niezliczonej, nieokreślonej liczby zdarzeń, rzeczy i teorii… Gruba warstwa tradycji ulega wykreślaniu albo takim przemianom, że społeczności zapominają o niej. Groby nie istnieją dla przyszłych pokoleń jako znaki przeszłości. Pamięta się tak długo, jak długo opłaca się miejsce pochówku. Przeprowadza się inwentaryzacje zmarłych i wyszukuje zapomnianych, żeby ich ostatecznie wykopać z tego świata. Tych, co zmarli przed II wojną światową i ci w czasie wojny, jeżeli tylko starali się przeżyć, nie kolaborując, tych na liście dawno nie ma. Weszli w korzenie roślin, drzew i tak się na „coś” przydali. Natura również wykreśla groby z rzeczywistości, niszcząc zabytkowe cmentarze, na przykład w Gnieźnie. Nieobecni nie mają prawa istnieć nawet na tym skrawku ziemi. Wciskane są w nas nowe zwyczaje, rodzi się nowa tradycja lub zostaje groźna pustka. Wymuszają ją współczesne urządzenia elektroniczne: komputery, czytniki, telefony komórkowe, laptopy, tablety, drukarki 3D, urządzenia do nagrywania obrazów i głosu, w tym pendrajwy… Nurt rzeczny naszej wyobraźni jest wartki i rwący. Jesteśmy koszeni; twórcza nuda ustąpiła pola gonitwie, ale wielbłądy jeszcze przemieszają kilka szlaków pustynnych. Nie ma zwyczaju gry w dupka, palenia fajek i rozprawiania przy lampach naftowych. Światło ledowych źródeł przyprawia nas o bladość cery. Duch wciąż jest formowany na nowo, ale nie znika chęć posiadania. Konsumpcjonizm i koniunkturalność obezwładniają. Nie pomogą ruchome krzesła na karuzeli, żeby się odkręcić. Etł umie kręcić tym, co wabi. Lubi niezależność i jest optymistką.
            Józef Nowak, jednoręki rzeźnik, nie tworzył ani poezji ani prozy. Mimo uszczerbku na ciele, zajmował się prozą życia i kraina między Janowcem a Trzemesznem smakowała mu najlepiej. Pracował w masarni do emerytury. Był dobrym fachowcem i spod jego ręki wychodziła świetna wielkopolska biała kiełbasa. Zresztą tu każdy mieszkaniec regionu potrafił ją wyrabiać i to jest tradycja do obecnych czasów, chociaż już  w małym stopniu, bo wzorem zachodu wszystkie wędliny w smaku są już takie same, bowiem oszczędza się na przyprawach i w wędliny ładuje się chemię. Wyroby masarskie też łączyły ludzi i oddziaływały na sąsiadów. Pieśń zwyczajów płynie nadal, ale jej strumień jest wąski. Dawniej pewne zdarzenia, obracające się w tradycję, działy się spontanicznie. W okresie karnawału dowcipnisie uciszali psy smaczną suszoną kiełbasą, rozbierali chłopski wóz i montowali na dachu domu albo stodoły. Długo było to tajemnicą, jak oni to zrobili, bo nikt nie wyobrażał sobie, że najpierw go rozebrano… Chętni do wchodzenia na cokolwiek mają fantazję. Etł kocha spontaniczność.
            To nie stanowiło zarzewia do sąsiedzkich waśni. Ale spór o miedzę jeszcze dzisiaj trwa. Ale nie  nad jeziorem Winiary. Oszustwa mają też swoją tradycję. Są klęską człowieka, jednak niesłusznie odnoszone korzyści uspokajają wiele sumień, które wcale o to nie proszą i się nie odzywają… Uspakajanie własnego niepokoju może być nawykiem? Nienawiść jest tu wzmacniaczem. Obecnie w Internecie tak się mataczy i zamazuje prawdę, taki wstawia się kit do okien, chociaż do okien jest on niepotrzebny, że ludzie wariują. Sieje się epitety jak ziarno i wyrastają z nich wynaturzenia. Etł kosi nienawiść.
            W wyniku konfliktów zbrojnych i niepowodzeń ekonomicznych od lat trwa napór imigrantów na Europę. Przybysze chcą żyć jak ludzie, lecz wciąż mało mają do zaoferowania, bo skąd mają mieć... ale pomoc Europy nie może trwać wiecznie, bo to oznacza stan zagrożenia, pojawienia się trwałego niedostatku dla wielkich skoków w kosmos. Jak dotąd nie ma sposobu na rozwiązanie tego gigantycznego problemu.
            Ciśnienie wzrasta. Jak się ma do tego szczęśliwe życie Na Pojezierzu? Etł ma zapas szczęścia
            Chciałoby się myśleć, że nigdy nie dojdzie do wojny wszystkich ze wszystkimi, ale też nie dojdzie do całkowitej zgody i jednomyślności, nawet w sprawach dotyczących życia i śmierci. Tacy jesteśmy, tak zostaliśmy stworzeni i pewnie Pan Bóg zastanawia się nad jakością swego produktu. Może kiedyś zechce wprowadzić korektę. Kazimierz Pułaski pokazał męstwo i wojskową wirtuozerię w bitwie z Brytyjczykami nad Brandywine w pobliżu Filadelfii. Stanął na czele oddziału trzydziestoosobowego i być może uratował Waszyngtona.
            Z pewnością człowiek nie zaprzestanie starań, by było inaczej  - więcej czasu na człowieczeństwo, mimo tej groźby dotyczącej przyszłości, nie wiadomo jak czasowo odległej od nas. Mówi się, że kto nie szanuje przeszłości, ten nie ma przyszłości, a jednak… Etł tym się nie zamartwia.
            W młodości próbowaliśmy biegania w przód tyłem i to  z jak największą prędkością. Kto się nie wywrócił i był pierwszy na mecie, otrzymywał plakietkę szalonego. To tak jakby nie patrzeć  w przyszłość, lecz w przeszłość i biec z optymizmem w niepewność, licząc, mimo przeciwności, na poprawę u siebie, a tym samym i u ludzkości, równowagi ducha i ciała, co jednak może nie wystarczyć do osiągnięcia niezbędnego do istnienia poziomu wiedzy i techniki. Czy dotrwamy do ery harmonii i zgody w różnorodności, jako całości z naszymi marzeniami             o rajskich ogrodach, o obrazie „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha, zapełnionych materią wspomagającą, jaką jest tradycja, jako kołami zębatymi w wielkiej przekładni materii i energii? Człowiek wobec żywiołu jest bezsilny, ale wciąż okazuje siłę wobec drugiego człowieka.
            Codzienność jest bardziej nieuporządkowana niż ten esej.

                                                                                                                      wrzesień 2017