Etł w zgiełku
Z góry lepiej widać. Stwierdziliśmy to, gdy już mądrzy ludzie podzielili świat na kontynenty i regiony, nazwali oceany, morza, rzeki, góry… Miejsca suche i bagniste, wysokie do nieba i niskie deltowe, pełne wody i cudownej roślinności z drzewami na czele, a wszędzie, także w niemożliwych miejscach, zaczęli się pojawiać ludzie.
Czy z
niewyobrażalnie wielkiej odległości czasowej i tej mierzonej w latach
świetlnych, lepiej widać teraźniejszość? Tę odległość można przebyć tylko
myślą. Powoli obraz jest coraz klarowniejszy. Ale czy myśl mogłaby się
przedostać przez tę rozbryzgiwaną gęstwę energii i materii, przez coraz większą
pustkę, wciąż do końca niewyjaśnioną?
I jak
precyzyjne musiałyby być instrumenty namiaru, by trafić na Pojezierze
Gnieźnieńskie do bajecznie zielonej krainy ełckiej nad jeziorem Winiary, płynąc
rzeką Wełną, tak, by nie spłynąć do Warty… a wokół zabudowania, drogi polne i
asfaltowe, pola uprawne i łąki... Nagle rodzi się myśl: Teraz sporządź wykres
funkcji, podaj miejsca zerowe, podaj w jakim przedziale funkcja tej krainy
przyjmuje wartości dodatnie, kiedy jest rosnąca, bo pomimo światowych i
krajowych nieszczęść wciąż rośnie nadzieja. Czy potrafisz? Czy można żyć tylko w świecie uporządkowanym,
co nie znaczy? Nie tylko Etł nie wie.
Od co najmniej
kilkunastu lat mówi się o szóstym Wielkim Wymieraniu. Obliczono, że piąte
Wymieranie zdarzyło się sześćdziesiąt sześć milionów lat temu i wówczas
wyginęły dinozaury, a z nimi trzy czwarte gatunków. Stało się to wskutek
uderzenia w Ziemię olbrzymiej asteroidy na obszarze dzisiejszej Zatoki
Meksykańskiej. To wiemy dzięki dociekliwym badaczom. Po niej szansę otrzymali
ludzie - pierwotnie ssaki niepozornej wielkości. Dalszy rozwój ludzkości był
przyspieszany i hamowany przez wydarzenia wynikające z tego,
co się działo i dzieje w przestrzeni kosmicznej, wewnątrz
naszego globu oraz na Słońcu. Także to, co wynika z działalności ludzkiej.
Zjawiska ekstremalne są nie tylko naturalną konsekwencją zmian w przyrodzie. Tornada,
powodzie, trzęsienia ziemi są ostrzeżeniami, z których nie do końca chcemy
sobie zdawać sprawę. Martwimy się tylko zniszczeniami, spowodowanymi przez te
zjawiska. Tymczasem na trawiastych zielonych obszarach pasą się miliony krów i
innych zwierząt, które są wytwórniami gazu cieplarnianego, metanu, z kolei
spalanie węgla buduje nad nami smog. Dwutlenek węgla otacza glob,
podnosi temperaturę. Już część społeczeństw to rozumie i się przeciwstawia… Już
mamy mało czasu na folklor, regionalne potrawy, świąteczne zwyczaje, ludowe
zespoły… Umacnianie ducha zrozumienia… nie tylko w miejscu zamieszkania
znoszone jest przez zjawiska, które nie są przyjazne człowiekowi. Organizacje i
pojedyncze osoby wykazują heroizm i wytrwałość w zwalczaniu niekorzystnych
poczynań człowieka wobec natury i mimo wszystko dążą do grupowego porozumienia.
W różnych miejscach Ziemi starają się pielęgnować tradycję, jednak organizują
się w ludowe zespoły taneczne. W okolicach Sędziszowa mieszkańcy spotykają się
w kołach wiejskich, śpiewają i tańczą, dzielą się potrawami i jadą na występy do Krakowa. A moi znajomi
tego lata zamieszkali nad jeziorem Ełckim, wtapiając się w nastroje i aurę
krainy. Pogoda była zmienna, ale samopoczucie do zabawy było dobre. W porę
uniknęli niszczącej burzy w drodze powrotnej. Etł w tym czasie przebywała na
Korfu.
Czy
zahamowanie wymierania jest możliwe? Jeśli nie opanujemy żywiołu przyrostu
naturalnego, to może się zdarzyć, że ludzkość umrze z głodu. Jeśli jednak się
opanuje i wyżywi, nie wiadomo, czy nie nadejdzie czas wymierania z przyczyn nieznanych
i nie do opanowania. Jeśli przetrwa, ma szansę na rozwój intelektualny i wtedy
być może nastąpi przyrost mózgu, skrócą się ręce i nogi, wspomagać go będą roboty, mądrze zaprojektowane
przez ludzi, nie z pobudek czerpania osobistych korzyści, lecz dla dobra ogółu,
z czym od tysiącleci jest kłopot.
Przez
sześćdziesiąt sześć milionów lat ludzkość się rozwijała, walczyła z sobą,
przemieszczała się, gubiła w niekorzystnych warunkach, odradzała, zagarniała
dobra jedno plemię drugiemu, jedne narody drugim… Chciwość rozwijała się i
nadal ma się cudownie, bo to trwała cecha ludzkości. Wszystko ma dwa bieguny, a
jeśli więcej, wtedy ktoś trzeci bierze wszystko.
Znikają
niemal codziennie dziesiątki gatunków zwierząt. Na moim podwórku od lat nie ma
wróbli, chociaż powietrze jest czystsze. Zmalała populacja jaskółek. I one
zdarzały się w
miastach. Obecnie tylko kawki i gołębie miejskie mają siłę przetrwania w
istniejących warunkach ekologicznych. Zwierzęta są miarą człowieczeństwa, chociaż
natura i tak postąpi po swojemu i pozbędzie się nieco uciążliwych gatunków.
Jeśli
ludzkość nie przetrwa, Ziemię mogą opanować gatunki, lub jeden gatunek, który
jest najbardziej odporny na przeciwności i posiada inteligencję. Może będą to
na przykład szczury. Wydaje się, że mają szansę.
Pokolenia
ludzi przez setki lat wypracowywało model konsumpcyjny społeczeństw i w
obecnych czasach jest on szczególnie wyrazisty. Kapitalizm pokonał komunizm i
potrafił się dostosować do biedy na tyle, aby nie było za głośno na patelni niezadowolenia.
Nadęci
śmieją się z ubóstwa i bezradności. Feldmarszałek von Hindenburg ponoć śmiał
się dwa razy w życiu: raz gdy zmarła mu teściowa, a drugi, gdy Aleksandr Kierenski
został premierem. My lud w różnym wieku też się śmiejemy. Obecnie jednak raczej
jest to podmuch niezadowolenia z powodu ciągłości w dzieleniu świata na dwa
bieguny. Czy w takiej sytuacji da się podtrzymywać tradycję? Etł twierdzi, że
to ślepy nabój.
Żyjemy globalnie.
Jeśli dzieje się źle w naszym kraju, „Małej Ojczyźnie”, przemieszczamy się do
innego, bo „tam” poziom życia jest wyższy… Nie tylko Etł to mówi i czuje.
Konieczne
jest poczucie wspólnoty, a nie odzywka, że na
demonstracje chodzą ubeckie wdowy. Tynkowanie prawdy, manipulowanie i
ujarzmianie - wszystko, by zyskać przewagę, podporządkować sobie tych o innym
wyglądzie, innym zdaniu, religii, bez względu na wybuchy na Słońcu, zbliżanie
się asteroidy do naszego globu, bez względu na tsunami, trzęsienie ziemi i wybuch wulkanu. Czy to jest budowanie
tradycji? Ludzkość cierpi, zaspokaja swoje potrzeby w niedomiarze lub z
nadmiaru niszczy dobra i liczy kasę, zwłaszcza ci z jednego procentu, chociaż
krąg trochę słabszych ma również znaczną średnicę. Wiemy, że nasze życie się
skończy i to zawsze w nieodpowiednim czasie, a jednak pogoń za środkami do istnienia
trwa, co jest zrozumiałe, bo bez starań, jakże często nieskutecznych, przeżycie
jest nierealne. Ostateczność nas nie zraża. Etł stara się to zrozumieć.
Ludzie
przyspieszają śmierć milionom takich samych istot, żyjących obok, byle dojść do
miejsca, które sobie upatrzyli. Smutne jest to, że nie chcą widzieć zagrożeń
dla świata, które są niezależne od człowieka i tych, które powstają przez ich
szkodliwą działalność, bo pazerność jest tak wielka, jak brzuch faceta
zasłaniającego widoczność w tramwaju.
Szukamy
więc miejsca dla siebie nie tylko w ojczyźnie, także poza nim, może na
przyjaznej planecie, której jeszcze nie odkryto, gdzie będą warunki do budowy
nowego życia i możliwości przetrwania. Zabierzemy z sobą przyzwyczajenia i tradycje
w zmienionej postaci i będziemy się sprzeczać… Albo dostosowujemy się do
zwyczajów panujących na obczyźnie lub tworząc własne kręgi, klany, uruchamiając
wrogość wobec siebie, bo jednak konieczność dostosowania się jest absolutnie niezbędna,
albo nie będziemy mile widziani. Jesteśmy wiecznymi podróżnikami i
kosmopolitami. Patriotyzm budzi się w nas, gdy zdołamy obudzić w sobie wyższe
racje człowieczeństwa. Gdy już usadowimy się na stałe i uznamy, że tu możemy
żyć, wtedy możemy też zauważyć tych, co znajdują się obok, tych potrzebnych do
codziennych kontaktów, by rozproszyć stresy i niepowodzenia. Zauważamy, że
sąsiedzi są gościnni i nie tylko chętni do pomocy, lecz także do zadzierzgnięcia
więzi towarzyskich. Społeczność obok nas może być niezbędnym wzajemnym uzupełnienie
strugi codzienności. Czy nadal będzie się tworzyć grupy narodowościowe albo
religijne?
Zaczniemy
dostrzegać naszą wzajemnie inną sytuację, sposób bycia, gdy spotkamy się z
pierwszymi kłopotami. Zauważymy to, co nas z nimi łączy, a w czym się nie
mieścimy, zaczniemy może nareszcie zauważać, jak inni się ubierają, jak mówią,
co chętnie jedzą, czy wszyscy to samo, co w sklepach, czy jest różnica. Jakie
mają zainteresowania… W końcu zaczniemy widzieć i to w czym mogą nam zagrozić,
a w czym sprawić radość. Wówczas „Niech wszystko toczy się swoim torem” wymaga
zastanowienia i ustawienia „toru” w taki sposób, by chciałoby się unikać
katastrofy. Zawsze dopóki to możliwe. Nie jesteśmy nauczeni takiego patrzenia
na życie, jak w Nepalu:
wczoraj nie istnieje, o jutrze nic nie wiemy, a ważne jest dzisiaj. Nie
nauczeni, a ilu w ten sposób żyje… Etł żyje radośnie.
Mając taki pogląd ktoś nie zauważył
Kazika Cabana z Gościeszyna, który wyjechał do Elbląga, by najpierw się uczyć, a potem budować
turbiny… Ożenił się z Joanną z Cotonia… To były lata zrównywania poziomu życia
na wsi z miastem. Etł odwiedziła w Cotoniu pana Romana. Znalazła Romana dzięki
GPS-isowi, chociaż najpierw przyrząd zaprowadził ją do legowiska dzików.
Żywe
fotografie to dopiero pomysł, ale już zrealizował się we śnie. Kiedyś w ten
sposób będą nam towarzyszyć wspomnienia, jeśli zechcemy, bo nie każdy człowiek
zagląda do wczoraj.
Zgaszona
twarz, błędny wzrok, wyłuskiwanie słów z chrypki, kosa w rękach kosiarza i oko
kamery w trakcie lustracji, a na ławce zbity spacerowicz, i drugi strącony z
roweru… Ktoś śpiewa, że miłość trwa. Miłość z latami fałszywieje, mówi pan Czesław
z Mszczonowa. Etł chciałaby poznać pana Czesława.
Miłość
jak mgnienie oka i czekanie na więcej, aż do ostatnich sił. Etł pięknieje i nie
traci sił na upiększanie.
Zbili okna w barze, uszkodzili
obcokrajowca i nasyceni nienawiścią poszli spać. Potem w gaciach policja ich
zaprowadziła do przybytku sprawiedliwości ludzkiej… Kłamliwe uczucia są
serwowane w wielu punktach życia, bo aby dojść do celu, używa się podstępu -
zdobywa latami zaufanie, a potem wybucha… Etł się dziwi włodarzowi tego miasta.
Nieprzerwanie
trwa rozmowa teraźniejszości z przeszłością. Chociaż są tacy, którzy starają
się nie dopuścić do tego, bo przeszłość przeszkadza im w tworzeniu własnych
wizji pożądanego przez nich świata, ale to i tak się dzieje, nawet podskórnie,
by w sytuacjach naprężeń rozerwać się. Nasze obyczaje i poglądy nie spadły z przestrzeni kosmicznej,
zostały ukształtowane przez kolejne pokolenia. Nasze wiara i sposób myślenia,
nasze zachowanie w różnych sytuacjach wynikają z tego, co nauczono nas w domu,
w środowisku, w szerszej przestrzeni regionu, kraju, a także między narodami.
Korzystamy z dorobku pokoleń bez specjalnej świadomości w tym zakresie, to jest
naturalne. Tworzymy własną kulturę, pielęgnujemy folklor, tworzymy nowe nurty
kulturowe i wyróżniamy się z ogółu. W tym zakresie nie jesteśmy
jednomyślni i to jest normalne, gdy jednak nowy wytwór artystyczny rażąco
odbiega od naszych poglądów, zapatrywań na sztukę, sprzeciwiamy się, bo zraża
nas, uważamy, że obraża, ale czy w ten sposób ograniczamy swobodę twórczą? Czy
to są tylko spory, czy walka z zabobonami? Zawsze będziemy pełni
sprzeczności, wciąż ciosani przez to, co dzieje się wokół nas, w regionie, w
kraju, między narodami. Nie myślimy o ostateczności, chcemy być teraz i jutro.
Nie uwzględniamy katastrof, nie dlatego, że one zawsze zjawiają się w najmniej
spodziewanym momencie. I jakże często nie wyciągamy z nich żadnych
wniosków, być może z tego powodu, że pamięć wyrzuca je na zewnątrz, bo nas
bolą. Tutaj jest pewna niezgodność, bo z tego, co robimy i co się zdarza,
staramy się wyciągać odpowiednie wnioski, ale tak się dzieje, że bardzo często
nie przemyślimy ich do końca lub niewygodnej prawdy nie ujawniamy, mamimy
bliźnich tym, co oszukuje i jest potrzebne do zbudowania poparcia. Nie przewidujemy
do końca następstw, bo jesteśmy zachłanni i pragniemy zysku natychmiast, i w
wyniku tracimy podwójnie. Po każdym terrorystycznym zamachu wzmacnia się
ochronę i zwiększa środki zabezpieczające, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie
doszło do wydarzenia, a po jakimś czasie dochodzi do ponownego aktu
terrorystycznego, zupełnie w innym miejscu i z użyciem niespodziewanych środków
niszczących ludzkie życie. I wtedy znów zwiększamy w tym
miejscu bezpieczeństwo… Etł lubi być bezpieczna.
W latach
ubóstwa jadło się gotowane ziemniaki z kiszonymi ogórkami i przez pewien
okres była to tradycja. Na chwilę głód
był zażegnany. Na śniadanie talerz „mozajki” - zupy mlecznej z zacierką albo polewka
- zupa z maślanki, do tego smażone na słoninie ziemniaki. Na obiad zupa
fasolowa albo kapusta z kaszą, w tym gotowany kawał wędzonki. Albo kluski
ziemniaczane z ciasta ziemniaczanego z mąką, położonego na pokrywie i z niej
łyżką zgarniane do wrzątku podłużne owalne kluski… Dziś po tej tradycji zaspokajającej
głód nie ma śladu. Istnieje w resztkach pamięci, jeżeli toleruje się przeszłość.
W
prymitywnym piecu pali się drewno lub węgiel, co jest koniecznością i tradycją,
bo nie ma lepszych tańszych możliwości. Nad głowami rośnie potężna pierzyna,
podwyższająca globalną temperaturę. Częściej pojawiają się chmury szelfowe.
Tymczasem sprzeczamy się i wycinkę lasów i usuwanie niewygodnych zwierząt. Aż
kiedyś niezależnie od człowieka wyparują oceany i na Ziemi narodzi się ogólne
piekło…
Najwięcej
państw jest biednych i cierpiących. Tam ludzie pracują jak woły, lub nie mają
pracy, mało jedzą i wnet umierają. Mieszkańcy tych społeczności nie potrafią
myśleć o przyszłości, państwo zżera korupcja, młodzi ludzie nie mają nadziei.
Czy to tradycja? Kilka osób uzurpuje sobie władzę, stają się nosicielami zła i
narasta bunt, wybuchają wojny. Grupa śmiałków chce sprawiedliwości i szuka
środków oporu. Etł potrafi powiedzieć nie. W zgiełku reklam, podchodów i
kłamstw Etł się dusi.
Lubimy
samorządność, lecz kiedy połakomimy się na dobra współczesne, zapominamy o
uczciwości… Nikt niczego nie będzie nas uczył, bo my wiemy najlepiej.
„Właściciele” tych państw mogą tak właśnie uważać - rządzą, bo to oni
tradycyjnie zasługują na rządzenie. Nie trzeba nikogo napiętnować, codziennie
widać jak jedno zło rodzi drugie. Czy taka ojczyzna posiada tak silne pole
przyciągania, że nikt nie może/nie zamierza się stamtąd wynieść? Na przykład
świat bliskiego wschodu to dzisiaj kompletne rozbicie, pycha i rzeź? Koran
jednych uczy pokory, drugich wysyła z mieczami, by pokonać niewiernych, bo tak
jest interpretowany. Czy to tradycja wynikająca z tej religii? A jak było w
chrześcijaństwie? Wojna rodzi wojnę bez świadomości wpadania w nicość. Europa
na chwilę jest uprzywilejowana i chciałoby się, aby taka pozostała. Dlatego
warto do niej się wpraszać, uciekać, wtłaczać… Nasz kraj poczuł się nareszcie
cząstką świata, na którym mu zależy, ale to nie jest takie oczywiste. Są tacy,
co wciąż mają pretensje, bez względu na porę dnia. Chcieliby, aby wszyscy stali
się podobni do tego jednego. Korea Północna nie potrafi się wyzwolić nieustannej
męki, podtrzymywanej przez tyrana. Groźby to poważna choroba. Etł współczuje
osaczonym i zachęca do zerwania kajdan.
Natomiast
wokół nas, niestety, trwa interpretacja prawa dla partyjnych korzyści, zatem
demolowanie tego, co miało wady i należało tylko poprawić, lecz nie w ten
sposób. Nie zgłębianie przepisów, jego naginanie dla własnych potrzeb i odwoływanie
się do wyborców, jest oczekiwanym rozwiązaniem problemów… Ślepa upartość to
krzywda. Etł temu się sprzewciwia całą sobą.
Dzięki
Unii Europejskiej jesteśmy już kimś zasługującym na uwagę. A tradycja?
Poprawność nieco psuje nam szyki. Z tym musimy sobie poradzić…
Na Śląsku w niedzielę lub w dni szczególnie uroczyste
na obiad był i jeszcze jest, obowiązkowo rosół z makaronem, a na drugie rolada
(najlepsza wołowa), czerwona kapusta, sos i kluski ziemniaczane, ale i tzw. białe. Kompot z agrestu z wiśniami, ale
też z wiśni lub śliwek…
Obecnie
jest coraz mniej różnic i próbuje się nie zapominać o zwyczajach. W niektórych
windach w urzędach informacje podaje się w gwarze śląskiej lub zaznacza, że tu
(w biurze) mówi się po śląsku. Podobało mi się we Władysławowie podawanie nazw
w języku kaszubskim. Albo świetnie się ma podtrzymywanie gwary góralskiej…
Rzeczywistość wymusza podejmowanie takich działań, które siłą rzeczy nie
pozwalają na kontynuację dawnych tradycji, ale narodzą się zapewne nowe, przecież
niezupełnie się poddajemy. Zawsze powinny one łączyć a nie dzielić. Na Śląsku
próbowano stworzyć autonomię regionu, powstał ruch społeczny, który jednak
łączył tylko nielicznych, co przy podejmowaniu działań jednoczących Europę, jest
raczej przeszkodą. Ludzkość jest wystarczająco samotna we Wszechświecie.
Technika i postęp wymuszają przyzwyczajenia, które jednak nie łączą ludzi w ten
sposób jak niedawno. Mogą kogoś zniszczyć albo zawołać na wiec… Komórki i Internet
urodziły nowe zwyczaje, że niemal nieustannie patrzy się w ekrany. Przechodząc
przez jezdnię użytkownik tego telefonu nie patrzy na samochody czy inne
przeszkody, niech inni martwią się o niego… Stajemy się więc zbiorowością,
którą nie scala sąsiedztwo i przyzwyczajenia wyżywieniowe albo spotkania
towarzyskie, no może uroczystości rodzinne w lokalach… Sąsiedzi nie przychodzą
na pogawędki. Nie widać szkaciorzy. To kolejna sprzeczność. Etł nie umie grać w
szkata.
Jak
powiedziałem, boimy się kataklizmów, ale nie uświadamiamy ich sobie. Braki wody
na globie już wywołują wojny. Gdyby w Afryce było wody pod dostatkiem, ten
piękny kontynent uniknąłby wielu problemów. Europa jest w lepszym położeniu,
chociaż zdarzają się powodzie, są chwile nadmiaru wody, lecz nie potrafimy tej
substancji zatrzymać u siebie. Zjawiska ekstremalne w pogodzie niosą
zniszczenia, jak choćby huraganowa burza, którą przeszła począwszy od
województwa dolnośląskiego, poprzez wielkopolskie, kujawsko-pomorskie do pomorskiego
w nocy z piątku na sobotę 11/12 sierpnia, przynosząc śmierć
i olbrzymie straty materialne w gospodarstwach i lasach.
Wzajemne
przenikanie zwyczajów i kultur, dążenie do takiej jednolitości w różnorodności,
która będzie zapewniać bezpieczeństwo i rozmaitość życia społeczeństw, to ma
sens. W tym stanie rzeczy podział jest dobry, wzajemne uznawanie inności, ale
nie niszczenie z tego powodu tych, którzy nie są do nas podobni z natury, a
także w obyczajach i kulturze. Gdy Gizewiusz budził polskość na Mazurach, nie
obudził Etł i ona zaspała. Etł nie lubi już Ełku, bo jak mówi, zawiodła się w
nim na kilku płaszczyznach.
Wypadkowa
niezliczonej, nieokreślonej liczby zdarzeń, rzeczy i teorii… Gruba warstwa
tradycji ulega wykreślaniu albo takim przemianom, że społeczności zapominają o
niej. Groby nie istnieją dla przyszłych pokoleń jako znaki przeszłości. Pamięta
się tak długo, jak długo opłaca się miejsce pochówku. Przeprowadza się
inwentaryzacje zmarłych i wyszukuje zapomnianych, żeby ich ostatecznie wykopać
z tego świata. Tych, co zmarli przed II wojną światową i ci w czasie wojny,
jeżeli tylko starali się przeżyć, nie kolaborując, tych na liście dawno nie ma.
Weszli w korzenie roślin, drzew i tak się na „coś” przydali. Natura również
wykreśla groby z rzeczywistości, niszcząc zabytkowe cmentarze, na przykład w
Gnieźnie. Nieobecni nie mają prawa istnieć nawet na tym skrawku ziemi. Wciskane
są w nas nowe zwyczaje, rodzi się nowa tradycja lub zostaje groźna pustka.
Wymuszają ją współczesne urządzenia elektroniczne: komputery, czytniki,
telefony komórkowe, laptopy, tablety, drukarki 3D, urządzenia do nagrywania
obrazów i głosu, w tym pendrajwy… Nurt rzeczny naszej wyobraźni jest wartki i
rwący. Jesteśmy koszeni; twórcza nuda ustąpiła pola gonitwie, ale wielbłądy
jeszcze przemieszają kilka szlaków pustynnych. Nie ma zwyczaju gry w dupka,
palenia fajek i rozprawiania przy lampach naftowych. Światło ledowych źródeł
przyprawia nas o bladość cery. Duch wciąż jest formowany na
nowo, ale nie znika chęć posiadania. Konsumpcjonizm i koniunkturalność
obezwładniają. Nie pomogą ruchome krzesła na karuzeli, żeby się odkręcić. Etł
umie kręcić tym, co wabi. Lubi niezależność i jest optymistką.
Józef Nowak, jednoręki rzeźnik, nie
tworzył ani poezji ani prozy. Mimo uszczerbku na ciele, zajmował się prozą
życia i kraina między
Janowcem a Trzemesznem smakowała mu najlepiej. Pracował w masarni do emerytury.
Był dobrym fachowcem i spod jego ręki wychodziła świetna wielkopolska biała
kiełbasa. Zresztą tu każdy mieszkaniec regionu potrafił ją wyrabiać i to jest
tradycja do obecnych czasów, chociaż już w małym stopniu, bo wzorem
zachodu wszystkie wędliny w smaku są już takie same,
bowiem oszczędza się na przyprawach i w wędliny ładuje się chemię. Wyroby
masarskie też łączyły ludzi i oddziaływały na sąsiadów. Pieśń zwyczajów płynie
nadal, ale jej strumień jest wąski. Dawniej pewne zdarzenia, obracające się w
tradycję, działy się spontanicznie. W okresie karnawału dowcipnisie uciszali
psy smaczną suszoną kiełbasą, rozbierali chłopski wóz i montowali na dachu domu
albo stodoły. Długo było to tajemnicą, jak oni to zrobili, bo nikt nie
wyobrażał sobie, że najpierw go rozebrano… Chętni do wchodzenia na cokolwiek
mają fantazję. Etł kocha spontaniczność.
To nie
stanowiło zarzewia do sąsiedzkich waśni. Ale spór o miedzę jeszcze dzisiaj
trwa. Ale nie nad jeziorem Winiary. Oszustwa
mają też swoją tradycję. Są klęską człowieka, jednak niesłusznie odnoszone
korzyści uspokajają wiele sumień, które wcale o to nie proszą i się nie
odzywają… Uspakajanie własnego niepokoju może być nawykiem? Nienawiść jest tu
wzmacniaczem. Obecnie w Internecie tak się mataczy i zamazuje prawdę, taki wstawia
się kit do okien, chociaż do okien jest on niepotrzebny, że ludzie wariują. Sieje
się epitety jak ziarno i wyrastają z nich wynaturzenia.
Etł kosi nienawiść.
W wyniku
konfliktów zbrojnych i niepowodzeń ekonomicznych od lat trwa napór imigrantów
na Europę. Przybysze chcą żyć jak ludzie, lecz wciąż mało mają do zaoferowania,
bo skąd mają mieć... ale pomoc Europy nie może trwać wiecznie, bo to oznacza
stan zagrożenia, pojawienia się trwałego niedostatku dla wielkich skoków w
kosmos. Jak dotąd nie ma sposobu na rozwiązanie tego gigantycznego problemu.
Ciśnienie
wzrasta. Jak się ma do tego szczęśliwe życie Na Pojezierzu? Etł ma zapas
szczęścia
Chciałoby
się myśleć, że nigdy nie dojdzie do wojny wszystkich ze wszystkimi, ale też nie
dojdzie do całkowitej zgody i jednomyślności, nawet w sprawach dotyczących
życia i śmierci. Tacy jesteśmy, tak zostaliśmy stworzeni
i pewnie Pan Bóg zastanawia się nad jakością swego produktu. Może kiedyś zechce
wprowadzić korektę. Kazimierz Pułaski pokazał męstwo i wojskową wirtuozerię w
bitwie z Brytyjczykami nad Brandywine w pobliżu Filadelfii. Stanął na czele
oddziału trzydziestoosobowego i być może uratował Waszyngtona.
Z pewnością człowiek nie zaprzestanie
starań, by było inaczej - więcej czasu
na człowieczeństwo, mimo tej groźby dotyczącej przyszłości, nie wiadomo jak
czasowo odległej od nas. Mówi się, że kto nie szanuje przeszłości, ten nie ma
przyszłości, a jednak… Etł tym się nie zamartwia.
W
młodości próbowaliśmy biegania w przód tyłem i to z jak największą prędkością. Kto się
nie wywrócił i był pierwszy na mecie, otrzymywał plakietkę szalonego. To tak
jakby nie patrzeć w przyszłość, lecz w
przeszłość i biec z optymizmem w
niepewność, licząc, mimo przeciwności, na poprawę u siebie, a tym samym i u
ludzkości, równowagi ducha i ciała, co jednak może nie wystarczyć do
osiągnięcia niezbędnego do istnienia poziomu wiedzy i techniki. Czy dotrwamy do
ery harmonii i zgody w różnorodności, jako całości z
naszymi marzeniami o rajskich
ogrodach, o obrazie „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha, zapełnionych
materią wspomagającą, jaką jest tradycja, jako kołami zębatymi w wielkiej
przekładni materii i energii? Człowiek wobec żywiołu jest bezsilny, ale wciąż okazuje
siłę wobec drugiego człowieka.
Codzienność
jest bardziej nieuporządkowana niż ten esej.
wrzesień
2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz