lata 50. XX w. Od lewej: Ala, Daniela (Danusia),
Janka, Zosia...
Hania i Zosia
Uczennice i koleżanki z klasy
licealnej Danieli Anny w Liceum Muzycznym w Katowicach. Bardzo bliskie sobie przyjaciółki.
Zosia Bogucka była sierotą, do osiemnastego roku życia przebywała w domu
dziecka w Katowicach, potem musiała się wyprowadzić i mieszkała jakiś czas u
Danii przy Piechowickiej 1. Jej rodzice, jak mówiła Zosia, zginęli w Powstaniu
Warszawskim. Hanna to córka pastora z Wielunia. Wszystkie trzy dziewczęta to
utalentowane i pracowite, energiczne i dowcipne panienki, różniące się urodą,
lecz te przeciwieństwa działały na nie spajająco. Daniela to blondynka o
szarych oczach i okrągłej twarzy, Zosia brunetka, zielone oczy i nieco
wydłużona jasna twarz, Hania szatynka, również o okrągłej buzi, szarych oczach
i przenikliwym spojrzeniu. Wzrost nieco mniej niż metr siedemdziesiąt. Dbały o
linię i potrafiły zawracać chłopcom w głowach. Daniela i Hanna
uczyły się gry na fortepianie, Zofia podjęła studia na wokalistyce uczelni
katowickiej, miała uwodzący głos - piękny sopran liryczny, zdobywała nagrody muzyczne.
Śpiewała także w Zespole Śląsk… Wyszła za mąż za Włodzimierza Romanowskiego -
malarza i kompozytora z Chorzowa. Hanna studiowała u prof. Zbigniewa
Śliwińskiego, który był absolwentem tej uczelni, a potem pracował w Gdańsku.
Bardzo dobra pianistka. Wyszła za mąż i zamieszkała z mężem w Płocku. Twórcza,
aktywna muzycznie, koncertowała w wielu filharmoniach. Lubi opisywać swój świat
słowami wypuszczanymi z ust jak słowiki i kosy… Daniela studiowała w Poznaniu… To
był też okres, gdy studiował tuż obok Wojciech Kilar, Andrzej Jasiński, Stanisław
Król…
W
czasie nauki szkolnej i studiów Hania mieszkała cztery lata w Chorzowie przy
ulicy Dzierżyńskiego (obecnie Katowicka) u sekretarki rektoratu uczelni muzycznej
w Katowicach.
Daniela
jako nauczycielka gry na fortepianie osiągnęła wiele sukcesów: jej uczennice i
uczniowie zdobywali liczne nagrody w
konkursach fortepianowych.
Oto
Afrodyta wsiada do rydwanu „napędzanego” przez gołębie, ale inna legenda głosi że
zaprzęg stanowiły łabędzie… Udaje się kolejno na występy pianistek i śpiewaczki.
Słucha nokturnów i walców Chopina... lirycznych ballad i arii śpiewanych przez
Zosię... Bo jak przyznaje, jest w tej muzyce pasja i oddanie, momenty oszołomienia,
ale nie lekceważenia czy zażenowania. Są w niej pomieszczone kombinacje różnych
uczuć, składających się na zachwycające dzieło odtwórcze.
Pewnego
razu wybrali się w kilkoro, jak to czynili od lat szkolnych, na koncert do
filharmonii przy ulicy Sokolskiej. Orkiestra pod dyrekcją Karola Stryji grała V
symfonię Beethovena. Mąż Danieli był wśród młodych artystów, jako ten, który
się na muzyce nie znał, ale już ją pokochał, i poznał początek słynnej
Symfonii, i nucił od czasu, gdy jeszcze mało wiedział o muzyce klasycznej. Miał kolegę,
Dytmara Golę, technika elektryka, sztygara zmianowego, który pierwszą cząstkę
tego utworu czasem śpiewał, ale nigdy nie powiedział, kiedy i gdzie pierwszy
raz ją usłyszał, a mąż Danieli powtarzał ją do znudzenia. Po filharmonicznych ucztach
muzycznych świat dla męża Danieli stał się większy i barwniejszy, jakiego dotąd
nie znał. Dlatego często bywał duchowo nieobecny, jakby się zgubił, a Daniela cieszyła się, że ma
tak wrażliwego faceta.
Piękne
trzy muzy o różnych kolorach, czyniły ulotne piękno; śpiewem i grą na
fortepianie ozdabiały „ogrody filharmonii”, dźwiękami jak lot motyli dotykały rzeczy
nieuchwytnych; głos Zosi był jak słowicze trele, wzruszał i budził marzenia, i wzrastało napięcie, narastała czułość i
łagodność... Jakby intensywność zapachów i smaków. Elegancja i szlachetność, jaśniejące
fortepianowe tony błyszczały niby mrugające gwiazdy. Zróżnicowane bogactwo
brzmień głosowych i fortepianowych - bogactwo artystyczne, lecz... nigdy razem
nie występowały. Mąż Danieli w
końcu stał się zbyt górnolotny. Artyści, których znał w ten sposób tego piękna
nie przeżywali. Aby osiągnąć kunszt wykonawczy musieli ćwiczyć, każdy utwór po
wiele godzin i wówczas to złożone piękno, ta zewnętrzna warstwa traciła swój
blask na rzecz mistrzostwa.
Po
latach Afrodyta wraca. Przewozi je swoim powozem według życzeń artystek. Bywają
więc w miejscach egzotycznych i rzadko spotykanych. Ich kunszt wykonawczy
rozsławia je, a gołębie z
powozu Afrodyty przylatują do artystek z różami w dziobkach.
Bogini rozwozi artystki po świecie i zostawia
na traktach, którymi one już jako uznane wśród słuchaczy podążają z muzycznym
bagażem, wspominając lata szkolne i przyjaźnie.
Posłańcy
Afrodyty znoszą ozdobne podziękowania za wykonywanie na życzenie także „Modlitwy
dziewicy”...
Kompozytorką
tego utworu jest Tekla Bądarzewska i dzięki niemu stała się sławna. Utwór w
tamtych czasach był bardzo popularny, chociaż i bardzo krytykowany.
To
się zdarza nie tylko w mitach i wyobraźni, dlatego śmiało można takiej muzyki posłuchać
także na środku drogi... Chyba żeby to była rzeczywistość z innego świata...
Piękne artystki wzbogaciły muzyką świat i dodały mu wiele urody.
Gdy
Daniela Anna grała w domu Beethovena Sonatę „Patetyczną” Op. 13-III Rondo
Allegro, a była to pełna godzina, to z zasłuchania milkł zegar wahadłowy, który
wybijał godziny u sąsiadów piętro wyżej, a który czasem budził
mieszkańców także na trzecim piętrze.
Sąsiedzi
nigdy nie mieli pretensji do niej, że wiele lat ćwiczyła w mieszkaniu, a czasem
grała dla gości.
Polubili
tę muzykę. Wiedzieli, że po fragmentach, które się powtarzały w czasie
ćwiczenia, i mogły nudzić, nadchodził taki moment, gdy Daniela grała cały
utwór, a oni się czuli jak w sali koncertowej, gdy występowała ich ulubiona
artystka.
Podobnie
się działo, gdy Hania i Zosia przygotowywały swoje programy muzyczne. Przy
takim wykonawstwie dowolnych dzieł muzycznych wielu słuchaczy dobrze się czuło, również, gdy gubiło się w dwumianie Newtona.
2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz