wtorek, 21 marca 2023

                                            Uczennice Liceum Muzycznego w Katowicach,

                                           lata 50. XX w. Od lewej: Ala, Daniela (Danusia),

                                           Janka, Zosia...
                       

Uczennice Danuty R. 1) Anna Skutela, 3) Marta Nowak,
 w środku nauczycielka

Hania i Zosia

 

Uczennice i koleżanki z klasy licealnej Danieli Anny w Liceum Muzycznym                  w Katowicach. Bardzo bliskie sobie przyjaciółki. Zosia Bogucka była sierotą, do osiemnastego roku życia przebywała w domu dziecka w Katowicach, potem musiała się wyprowadzić i mieszkała jakiś czas u Danii przy Piechowickiej 1. Jej rodzice, jak mówiła Zosia, zginęli w Powstaniu Warszawskim. Hanna to córka pastora z Wielunia. Wszystkie trzy dziewczęta to utalentowane i pracowite, energiczne i dowcipne panienki, różniące się urodą, lecz te przeciwieństwa działały na nie spajająco. Daniela to blondynka o szarych oczach i okrągłej twarzy, Zosia brunetka, zielone oczy i nieco wydłużona jasna twarz, Hania szatynka, również o okrągłej buzi, szarych oczach i przenikliwym spojrzeniu. Wzrost nieco mniej niż metr siedemdziesiąt. Dbały o linię i potrafiły zawracać chłopcom w głowach. Daniela i Hanna uczyły się gry na fortepianie, Zofia podjęła studia na wokalistyce uczelni katowickiej, miała uwodzący głos - piękny sopran liryczny, zdobywała nagrody muzyczne. Śpiewała także w Zespole Śląsk… Wyszła za mąż za Włodzimierza Romanowskiego - malarza i kompozytora z Chorzowa. Hanna studiowała u prof. Zbigniewa Śliwińskiego, który był absolwentem tej uczelni, a potem pracował w Gdańsku. Bardzo dobra pianistka. Wyszła za mąż i zamieszkała z mężem w Płocku. Twórcza, aktywna muzycznie, koncertowała w wielu filharmoniach. Lubi opisywać swój świat słowami wypuszczanymi z ust jak słowiki i kosy… Daniela studiowała w Poznaniu… To był też okres, gdy studiował tuż obok Wojciech Kilar, Andrzej Jasiński, Stanisław Król… 

            W czasie nauki szkolnej i studiów Hania mieszkała cztery lata w Chorzowie przy ulicy Dzierżyńskiego (obecnie Katowicka) u sekretarki rektoratu uczelni muzycznej w Katowicach.

            Daniela jako nauczycielka gry na fortepianie osiągnęła wiele sukcesów: jej uczennice i uczniowie zdobywali liczne nagrody  w konkursach fortepianowych.

            Oto Afrodyta wsiada do rydwanu „napędzanego” przez gołębie, ale inna legenda głosi że zaprzęg stanowiły łabędzie… Udaje się kolejno na występy pianistek i śpiewaczki. Słucha nokturnów i walców Chopina... lirycznych ballad i arii śpiewanych przez Zosię... Bo jak przyznaje, jest w tej muzyce pasja i oddanie, momenty oszołomienia, ale nie lekceważenia czy zażenowania. Są w niej pomieszczone kombinacje różnych uczuć, składających się na zachwycające dzieło odtwórcze.

            Pewnego razu wybrali się w kilkoro, jak to czynili od lat szkolnych, na koncert do filharmonii przy ulicy Sokolskiej. Orkiestra pod dyrekcją Karola Stryji grała V symfonię Beethovena. Mąż Danieli był wśród młodych artystów, jako ten, który się na muzyce nie znał, ale już ją pokochał, i poznał początek słynnej Symfonii, i nucił od czasu, gdy jeszcze mało wiedział o muzyce klasycznej. Miał kolegę, Dytmara Golę, technika elektryka, sztygara zmianowego, który pierwszą cząstkę tego utworu czasem śpiewał, ale nigdy nie powiedział, kiedy i gdzie pierwszy raz ją usłyszał, a mąż Danieli powtarzał ją do znudzenia. Po filharmonicznych ucztach muzycznych świat dla męża Danieli stał się większy i barwniejszy, jakiego dotąd nie znał. Dlatego często bywał duchowo nieobecny, jakby się zgubił, a Daniela cieszyła się, że ma tak wrażliwego faceta.

            Piękne trzy muzy o różnych kolorach, czyniły ulotne piękno; śpiewem i grą na fortepianie ozdabiały „ogrody filharmonii”, dźwiękami jak lot motyli dotykały rzeczy nieuchwytnych; głos Zosi był jak słowicze trele, wzruszał i budził marzenia,                  i wzrastało napięcie, narastała czułość i łagodność... Jakby intensywność zapachów i smaków. Elegancja i szlachetność, jaśniejące fortepianowe tony błyszczały niby mrugające gwiazdy. Zróżnicowane bogactwo brzmień głosowych i fortepianowych - bogactwo artystyczne, lecz... nigdy razem nie występowały. Mąż Danieli w końcu stał się zbyt górnolotny. Artyści, których znał w ten sposób tego piękna nie przeżywali. Aby osiągnąć kunszt wykonawczy musieli ćwiczyć, każdy utwór po wiele godzin i wówczas to złożone piękno, ta zewnętrzna warstwa traciła swój blask  na rzecz mistrzostwa.

            Po latach Afrodyta wraca. Przewozi je swoim powozem według życzeń artystek. Bywają więc w miejscach egzotycznych i rzadko spotykanych. Ich kunszt wykonawczy rozsławia je, a gołębie z powozu Afrodyty przylatują do artystek z różami w dziobkach.

              Bogini rozwozi artystki po świecie i zostawia na traktach, którymi one już jako uznane wśród słuchaczy podążają z muzycznym bagażem, wspominając lata szkolne i przyjaźnie.

            Posłańcy Afrodyty znoszą ozdobne podziękowania za wykonywanie na życzenie także „Modlitwy dziewicy”...

            Kompozytorką tego utworu jest Tekla Bądarzewska i dzięki niemu stała się sławna. Utwór w tamtych czasach był bardzo popularny, chociaż i bardzo krytykowany.

            To się zdarza nie tylko w mitach i wyobraźni, dlatego śmiało można takiej muzyki posłuchać także na środku drogi... Chyba żeby to była rzeczywistość z innego świata... Piękne artystki wzbogaciły muzyką świat i dodały mu wiele urody.

            Gdy Daniela Anna grała w domu Beethovena Sonatę „Patetyczną” Op. 13-III Rondo Allegro, a była to pełna godzina, to z zasłuchania milkł zegar wahadłowy, który wybijał godziny u sąsiadów piętro wyżej, a który czasem budził mieszkańców także na trzecim piętrze.

            Sąsiedzi nigdy nie mieli pretensji do niej, że wiele lat ćwiczyła w mieszkaniu, a czasem grała dla gości.

            Polubili tę muzykę. Wiedzieli, że po fragmentach, które się powtarzały w czasie ćwiczenia, i mogły nudzić, nadchodził taki moment, gdy Daniela grała cały utwór, a oni się czuli jak w sali koncertowej, gdy występowała ich ulubiona artystka.

            Podobnie się działo, gdy Hania i Zosia przygotowywały swoje programy muzyczne. Przy takim wykonawstwie dowolnych dzieł muzycznych wielu słuchaczy dobrze się czuło, również, gdy gubiło się w dwumianie Newtona.

                                                                                                             2018


Dwa lata później...


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

poniedziałek, 20 marca 2023

Przyszłość

 

         

Czyta E. R. Po lewej poeta Alojzy Podleśny
23.05.2007.


           Przyszłość

 

                Obiecali sobie że ich miłość                                              

                nigdy się nie spierze

                nie znudzą pocałunki 

                a usta staną się barierą

                do nieporozumień 

                że nieosiągalne pragnienia

                będą się ziszczać

                w każdym dniu ich życia

                że wyostrzone młodością

                obrazy i smaki starczą na lata

                a kwiaty oszołomienia

                                            z ich jabłoni 

               jak klamra połączą cele

               Obiecali sobie znalezienie

               sensu bycia ludźmi

               Pili wytrawne wino albo ziółka                                   

               a  czas wyciekał z kielichów 

               Układali tęczowe wzloty

               i leczyli ból porażek

 

                W szeregach wspólnych

                ekstremów czuli się coraz

                               bardziej  samotni

                Los rzucał nimi

                od euforii do rezygnacji

                a oni wciąż z nim

                                 pertraktowali

                                                          2004 NKL

Od lewej: Eugeniusz Rychlicki, Czesława Przybyłowa -
opiekunka NKL z ranienia ZOŚ ZNP w Katowicach, 3)
Barbara Surman, 5) poeta Eugeniusz Kudełko


2004












    

   






                                                     12.2004 (NKL)    

czwartek, 2 marca 2023

 

Bociany w Klimontowie, 2007. Fot. E. Rychlicki



Wiosna w mieście

 

Jest taki czas co roku, że budzą się w nas nowe

Nadzieje i dodają witalności. To odrodzenie natury.

Jeszcze wicher dmie w trąby, łamie drzewa zdrowe,

Kaleczy ludzki dorobek, ale optymizm powala tury.

 

Nie ustępuje - pobudza do odważnych czynów.

To wiosna, odmieniana na sto sposobów. Ale gdzie

Jej szukać w mieście? Pośród zabytkowych młynów

I nowych wysokościowców, oddalających i mnie

 

Od lasów i łąk? Może między mostami, na deptakach,

Na wieżach i w głowach przechodniów? W nawykach

Kulinarnych, gdzie chili cwałuje na ognistych rumakach,

Bo nie na ulicach pokrytych asfaltem i w kamykach?

  

W mieście najpewniej wpierw w naszym sercu,

Ubranym w pogodę, w promiennym uśmiechu.

Wówczas zauważymy zieleń nie w czerwcu,

Lecz w kwietniu, i drzewa pełne pośpiechu.

 

W skromnej zieleni gdzieniegdzie spotkamy

Pachnące przebiśniegi, za nimi się rozdzwonią

Krokusy, zażółcą kaczeńce, a w trawach utkamy

Mlecze, dodadzą słońca forsycje, zaleją wonią

 

Konwalie. Rozbudzeni do pełna brzęczeniem

Pszczół, rozweseleni jak dorodny szczypiorek,

Wyruszymy z naszego grodu z postanowieniem

Spotkania wiosny w polu, to może być wtorek.

 

Chcemy zobaczyć bociana przy naprawie gniazda,

Posłuchać koncertu skowronka, podziwiać szeroki

Dobrostan słońca, a wieczorem zamruga gwiazda

Do nas jak do przyjaciół i sen nas zmorzy głęboki.

 

A gdy wrócimy do naszych siedzib w mieście,

Znajdziemy i tu trawy, rabaty i z żabami stawy.

Spotkamy dojrzałą wiosnę - to nie rodzynek w cieście.

Ucieszą nas dumne kwiatowe piękności, pełne sławy.  

                                                                               28.02.2023