6 września 2018
Zjadam głęboki talerz kwaśnicy
i idę w góry. Na trasie źdźbła niepewności.
Pieniny to miejsce,
gdzie sam sobie wiszę na zachęcie,
jak sosna na Sokolicy. Dowiaduję się
o wypadku, który mnie rozbraja
– dziewczyna traci przytomność
a wiatr z łopat helikoptera łamie pierwszą gałąź
kultowej sosny, kaleczy piękną historię,
której już nie pozna Judym. Jakby tego było mało,
następna boczna gałąź odłamuje się
17 lutego 2019. A gdzie jest dziewczyna?
Moja spocona jaźń nie zdążyła nawet
zetrzeć potu z czoła. Woła ratunku,
lecz ten tym razem nie nadlatuje.
Nikt się nie zgłasza, by pomóc naturze.
Piękno, które zadziwiało,
wzrastało nad przepaścią,
aż do tej chwili. Dunajec się wił
i chciało się podziwiać urodę tego miejsca.
Takie cudowne legendy snuły się
razem ze smugami mgieł,
że miało się chętkę na lody.
Teraz, wśród kwiatów i rozterek
emanacja barw przestała zachodzić,
jakby tego, co widzisz nie dało się
zrozumieć bez wejścia na Trzy Korony.
Po otrzymaniu kłującej wiadomości
moja pochmurność osiągnęła
największą gęstość.
Dobrze, że nie ma ujemnych monet...
Dlaczego nie znamy tej turystki?
Już nie wejdę na zranioną Sokolicę.
Oto moneta czasu i sukces trwania
– skała się kruszy, ramię traci swoją moc,
ochota nie staje się wejściem.
Chciałoby się zastosować zegar fotonowy,
może jutro byłoby doskonalsze.
Oto wiązka fotonów odbija się w lustrze
i leci wprzód i wraca i leci i wraca...
trzymając się praw fizyki,
niby pałątka niebieskooka
i trudno nie tonąć w ciekawości.
I nie poruszać się po linii prostej,
i nie gniewać się na helikopter.
I tli się to pragnienie:
wejść na Sokolicę marzeń,
posadzić tam młodą sosnę...
Grać na marzeniach i wygrywać.
2019/20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz