czwartek, 30 września 2021

 

 

 

 

 


 

 

 

6 września 2018   

 

Zjadam głęboki talerz kwaśnicy

i idę w góry. Na trasie źdźbła niepewności.

Pieniny to miejsce,

gdzie sam sobie wiszę na zachęcie,

jak sosna na Sokolicy. Dowiaduję się

o wypadku, który mnie rozbraja 

– dziewczyna traci przytomność

a wiatr z łopat helikoptera łamie pierwszą gałąź

kultowej sosny, kaleczy piękną historię,

której już nie pozna Judym. Jakby tego było mało,

następna boczna gałąź odłamuje się

17 lutego 2019. A gdzie jest dziewczyna?

 

Moja spocona jaźń nie zdążyła nawet

zetrzeć potu z czoła. Woła ratunku,

lecz ten tym razem nie nadlatuje.

Nikt się nie zgłasza, by pomóc naturze.

Piękno, które zadziwiało,

wzrastało nad przepaścią,

aż do tej chwili. Dunajec się wił

i chciało się podziwiać urodę tego miejsca.

Takie cudowne legendy snuły się

razem ze smugami mgieł

że miało się chętkę na lody.

 

Teraz,  wśród kwiatów i rozterek

emanacja barw przestała zachodzić,

 jakby tego, co widzisz nie dało się

zrozumieć bez wejścia na Trzy Korony.

 

Po otrzymaniu kłującej wiadomości

moja pochmurność osiągnęła

największą gęstość.

Dobrze, że nie ma ujemnych monet...

Dlaczego nie znamy tej turystki?

Już nie wejdę na zranioną Sokolicę. 

Oto moneta czasu i sukces trwania

– skała się kruszy, ramię traci swoją moc,

ochota nie staje się wejściem.

 

Chciałoby się zastosować zegar fotonowy,

może jutro byłoby doskonalsze.

Oto wiązka fotonów odbija się w lustrze

i leci wprzód i wraca i leci i wraca...

trzymając się praw fizyki,

niby pałątka niebieskooka

i trudno nie tonąć w ciekawości.

I nie poruszać się po linii prostej,

i nie gniewać się na helikopter.

 

I tli się to pragnienie:

wejść na Sokolicę marzeń,

posadzić tam młodą sosnę...

Grać na marzeniach i wygrywać.

 

                                                                    2019/20

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz