Wąwóz
Przewodnik zaskoczył nas.
W dzieciństwie uwielbiałem
Te książki, w których bohater
Szedł wąwozem, spotykał
Zwierzęta grożące mu rozczłonowaniem,
Jak w XVIII wieku przez niderlanckiego kata
– podzieleniem się ochotą na człowieka.
Ale w wąwozie był mocarzem i pokonywał
niebezpieczeństwo.
Wędrowałem z nim i wpadałem
W doliny bez wyjścia, z latającymi słoniami
I podążałem wąwozami o najdziwniejszych
Kształtach, głębokościach i długościach.
Wysiedliśmy w pobliżu gospody,
To był wstęp do opery, z baloniastą krową,
Tuż przy leszczynie z jeszcze
Niedojrzałymi orzeszkami, których
Wiewiórki nie próbowały pozbierać
I zanieść do swoich kryjówek.
Weszliśmy w graby i buki, zagubione
Olchy i świerki, gdzie słońce szeleściło
Liśćmi jak kastanietami, a my
Wgłębialiśmy się w podłużną dolinę,
Powstającą przez setki lat, przez erozję,
W wyniku usuwania się lessu
Pod kołami konnych wozów, ulegającemu
Spływającej wodzie koleinami, tak coraz głębiej.
Jeszcze dalej, aż do celu toczenia się furmanki,
Która wiozła Kazimierzowi drewno
Albo piwo albo sukna
I wyroby rzemieślnicze, które mogły być
Sprzedane na Kazimierzowskim Rynku.
Już po kilkudziesięciu metrach znaleźliśmy się
W otoczeniu pochylonych pni, których korzenie
Wydłużyły się do kilku metrów i opierały
O ściany wąwozu, coraz głębszego, zmieniającego
Kolor i wciąż zadziwiającego nas kształtami
Jakby korzenioplastyki i fantazji natury.
W naszych oczach rosły zwierzęta, fantastyczne
Zwierzęta, z ramionami wijącymi się
Jak ośmiornice. Kłębowiska wężów, żyraf i wilków.
Szukały oparcia i życiodajnych składników.
Mogliśmy nimi być…
Poddawaliśmy się obrazom. Wchodziły w nas
I tam pozostawały, rozbudzały jaźń,
Budziły wciąż nowe stworzenia.
Doszliśmy do Kazimierza Dolnego,
Najpierw do zielonej polany i w panoramę rzeki…
Już nie czuliśmy zaskoczenia.
Wąwóz czuł się powołany do świadczenia
Piękna natury i wzbudzania emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz