środa, 10 czerwca 2020

Szkoła nad Wisłą Długo wpatruję się w czarno-białą fotografię Szkoły nad Wisłą Zgrabna dziewczyna Jak dama z gronostajem Powoli otwierają się wrota przeszłości Przechodzę przez nie Wnikam w czasoprzestrzeń Przerzucam most pokoleń i zjawiam Się nad Wisłą gdzie szumią dawne lata I stoją urodziwe dziewczyny jak modelki Przemycam pułk marzeń komponuję Z nich pejzaże i gazony kwiatów I drzewa pełne muzycznej dostojności Wchodzę w głąb szkolnego ogrodu I przyglądam się rzepom rzucanym W naszą niesforność Ilu nas jest Patrzę w oczy Wisły i widzę że Woda płynie ale czas jakby nagle stanął To dla nas dla naszych spakowanych bytów Zatrzymujemy się na skwerze Jesteśmy na moście Wędrujmy po latach i miejscach Widzimy wszystkich których znaliśmy Chociaż raz jak chodzą pośród sprzętów Zajęci problemami dnia pracą i zabawą Wykonują doświadczenia I karczują przeszkody Teraz dopiero spostrzegamy że cena młodości Zwyżkuje z wiekiem i jest bankiem Bez możliwości wypłat a my gotowi jesteśmy Zapłacić za nią coraz więcej Chcielibyśmy znowu nie zdawać sobie sprawy Z upływającego czasu mgnień wiosny I zawrotów głowy z dostojeństwa profesorów Wykreowani z głębi dzieciństwa Oświetleni wiedzą gładcy jeszcze Nie lękamy się nieprzebytych ciemności Przeszliśmy zrównanie dnia z nocą I głębię jeziora i znamy urodę Aksamitnych policzków dziewcząt Przeszłość jest coraz dłuższa Zajmuje coraz więcej przestrzeni To tu to tam zapala gwiezdne latarnie Czy jutro będzie padał świetlny deszcz Nie tylko tyle bo i pewien niepokój Nie chce ustąpić Pojawia się w snach Wykonujemy pliki zdjęć lecz Nigdy nie otrzymamy pozytywu Nie lękamy się futurystycznych wizji Nie żałujemy że nikt nie potrafi wywołać Tego filmu z perłami młodzieńczej radości Zebrane w grona wspomnień Sprzedajemy na targowisku próżności Chociaż próżno szukać kupców Czym zapłacić za te piękne lata Czy całkowity koszt życia da się Rozłożyć na raty A lata niech lecą A szkoła Wówczas Włocławek kwitł Jak konwalie w lesie za Wisłą Jak ukochana która była kwiatem wiśni Młodzież taka sama Pełna skrzyżowań szkolnych Interesów ze ściągami pod ławkami Lub w rękawach na przerwie z kanapką Miasto pachniało paloną kawą zbożową I celulozą, rumieniło się Zachodzącym słońcem Złociło gdzieś za matką naszych rzek Dziś te zapachy przywołują osoby nam Bliskie i nagle drogie Jakby pochodziły od Znakomitego jubilera To koledzy z ławy szkolnej Pamiętamy każde imię i nazwisko A pamięć kojarzy przyjaciela Przynajmniej z jednym wydarzeniem Nawet na pobliskim podwórku Wyje nasz pierwszy amatorski Silnik rakietowy Chcieliśmy wystartować z prędkością Co najmniej jednego macha I przeskoczyć świat Nad Wisłą drzewa jeszcze śpiewają Hymn namiętności Wzbudzeni indukcją własną Poruszani wyobraźnią nie Rezygnujemy z siebie chociaż Jesteśmy tak daleko od lat szkolnych Naprzeciw ogólniak A w naszej budzie sale 219 i 220 Zapełniają się Do ostatniego miejsca Ktoś w oddali gra optymistycznie Na akordeonie W auli szkolnej otwarte okna Wylatują pierwsi absolwenci Ulica Sempołowskiej 2 Słyszymy nasze myśli Murmurando młodości lecz Nie narzekamy że nie ma Tamtych materialnych dowodów W podstawie czasu teraźniejszego Profesorowie schodzą do auli Przyglądają się absolwentom Zdają się mówić Czy to możliwe czy to nie my Szkoła zapełnia się również tamtymi dniami Z drogich kamieni w szlachetnej oprawie Panie i panowie profesorowie W niezapomnianym orszaku Który otwiera dyrektor Witold Statkiewicz Za nim Eugeniusz Frąckiewicz z przykładnicą Zofia Czarnicka z elipsą Tadeusz Kwapiński z podwójną całką Wacław Derdzikowski z Cześć zjednanym Bolesław Pękala wśród pozytywistów Wanda Domanowska z historią w tle Julian Guzowski przy mostku Wheatstonea Roman Kohucki z napędem jednostkowym Jan Sadowski z klasą w marszu na poligon Paweł Bojakowski z chórem i orkiestrą szkolną Tadeusz Dąbrowski z psychologią Jerzy Lota z siłami rozciągającymi Pan Buraczak z regulaminem internatu Dawny woźny z dzwonkiem Kolejny dyrektor Jan Radomski Zamyka orszak Jeszcze się oglądamy za siebie I widzimy nowe grono profesorów Nie milkną oklaski Słyszymy słowa Wychowawców Po maturze poszliśmy na lody I nie szaleliśmy na balu maturalnym Tak się rozpoczęło Rozpraszanie prężnej gromadki

50                            

 
50                    50 LAT PO MATURZE 

                            ul. Ogniowa 2 
                       Włocławek



                     Szkoła nad Wisłą     

             Długo wpatruję się w czarno-białą fotografię
           Szkoły nad Wisłą  Zgrabna dziewczyna
           Jak dama z gronostajem 
           Powoli otwierają się wrota przeszłości
           Przechodzę przez nie
           Wnikam w czasoprzestrzeń

           Przerzucam most pokoleń i zjawiam
           Się nad Wisłą gdzie szumią dawne lata
           I stoją urodziwe dziewczyny jak modelki
           Przemycam pułk marzeń komponuję
           Z nich pejzaże i gazony kwiatów
           I drzewa pełne muzycznej dostojności

           Wchodzę w głąb szkolnego ogrodu
           I przyglądam się rzepom rzucanym
           W naszą niesforność  Ilu nas jest
           Patrzę w oczy Wisły i widzę że
           Woda płynie ale czas jakby nagle stanął
           To dla nas dla naszych spakowanych bytów

           Zatrzymujemy się na skwerze
           Jesteśmy na moście
           Wędrujmy po latach i miejscach
           Widzimy wszystkich których znaliśmy
           Chociaż raz  jak chodzą pośród sprzętów
           Zajęci problemami dnia pracą i zabawą

           Wykonują doświadczenia
           I karczują przeszkody 
           Teraz dopiero spostrzegamy że cena młodości
           Zwyżkuje z wiekiem i jest bankiem
           Bez możliwości wypłat a my gotowi jesteśmy
           Zapłacić za nią coraz więcej

           Chcielibyśmy znowu nie zdawać sobie sprawy
           Z upływającego czasu mgnień wiosny
           I zawrotów głowy z dostojeństwa profesorów
           Wykreowani z głębi dzieciństwa
           Oświetleni wiedzą gładcy jeszcze
           Nie lękamy się nieprzebytych ciemności
            
           Przeszliśmy zrównanie dnia z nocą
           I głębię jeziora i znamy urodę 
           Aksamitnych policzków dziewcząt 
           Przeszłość jest coraz dłuższa
           Zajmuje coraz więcej przestrzeni 
           To tu to tam zapala gwiezdne latarnie

           Czy jutro będzie padał świetlny deszcz            
           Nie tylko tyle bo i pewien niepokój
           Nie chce ustąpić Pojawia się w snach 
           Wykonujemy pliki zdjęć lecz
           Nigdy nie otrzymamy pozytywu
           Nie lękamy się futurystycznych wizji       

           Nie żałujemy że nikt nie potrafi wywołać
           Tego filmu z perłami młodzieńczej radości 
           Zebrane w grona wspomnień
           Sprzedajemy na targowisku próżności
           Chociaż próżno szukać kupców 

           Czym zapłacić za te piękne lata 
           Czy całkowity koszt życia da się
           Rozłożyć na raty A lata niech lecą        
           A szkoła Wówczas Włocławek kwitł
           Jak konwalie w lesie za Wisłą 

           Jak ukochana która była kwiatem wiśni 
           Młodzież taka sama 
           Pełna skrzyżowań szkolnych
           Interesów  ze ściągami pod ławkami
           Lub w rękawach  na przerwie z kanapką 
           Miasto pachniało paloną kawą zbożową
                                                                        
           I celulozą, rumieniło się
           Zachodzącym słońcem 
           Złociło gdzieś za matką naszych rzek 
           Dziś te zapachy przywołują osoby nam
           Bliskie i nagle drogie 

           Jakby pochodziły od
           Znakomitego jubilera 
           To koledzy z ławy szkolnej 
           Pamiętamy każde imię i nazwisko 
           A pamięć kojarzy przyjaciela
           Przynajmniej z jednym wydarzeniem 
            
           Nawet na pobliskim podwórku
           Wyje nasz pierwszy amatorski
           Silnik rakietowy 
           Chcieliśmy wystartować z prędkością
           Co najmniej jednego macha
           I przeskoczyć świat 

           Nad Wisłą drzewa jeszcze śpiewają
           Hymn namiętności 
           Wzbudzeni indukcją własną 
           Poruszani wyobraźnią nie
           Rezygnujemy z siebie chociaż
           Jesteśmy tak daleko od lat szkolnych      
           
           Naprzeciw ogólniak 
           A w naszej budzie sale 219 i 220
           Zapełniają się
           Do ostatniego miejsca  
           Ktoś w oddali gra optymistycznie
           Na akordeonie 
           W auli szkolnej otwarte okna 
           Wylatują pierwsi absolwenci 

           Ulica Sempołowskiej 2 
           Słyszymy nasze myśli 
           Murmurando młodości lecz
           Nie narzekamy że nie ma
           Tamtych materialnych dowodów
           W podstawie czasu teraźniejszego 

           Profesorowie schodzą do auli 
           Przyglądają się absolwentom
           Zdają się mówić
           Czy to możliwe czy to nie my       
           Szkoła zapełnia się również tamtymi dniami
           Z drogich kamieni w szlachetnej oprawie 

           Panie i panowie profesorowie
           W niezapomnianym orszaku 
           Który otwiera dyrektor Witold Statkiewicz 
           Za nim Eugeniusz Frąckiewicz z przykładnicą 
           Zofia Czarnicka z elipsą 
           Tadeusz Knapiński z podwójną całką 

           Wacław Derdzikowski z  Cześć zjednanym  
           Bolesław Pękala wśród pozytywistów 
           Wanda Domanowska z historią w tle 
           Julian Guzowski przy mostku Wheatstonea 
           Roman Kohucki z napędem jednostkowym 
           Jan Sadowski z klasą w marszu na poligon 

           Paweł Bojakowski z chórem i orkiestrą szkolną 
           Tadeusz Dąbrowski z psychologią 
           Jerzy Lota z siłami rozciągającymi 
           Pan Buraczak z regulaminem internatu 
           Dawny woźny z dzwonkiem
           Kolejny dyrektor Jan Radomski  
           Zamyka orszak 
           Jeszcze się oglądamy za siebie
           I widzimy nowe grono profesorów 

           Nie milkną oklaski       
           Słyszymy słowa  
           Wychowawców 
           Po maturze poszliśmy na lody 
           I nie szaleliśmy na balu maturalnym
           Tak się rozpoczęło    
           Rozpraszanie prężnej gromadki 

                                                        25 czerwca 2005


        











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz