niedziela, 6 maja 2018

Wspomnienia i refleksje


     Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, jak często przywiązujemy się do miejsca, w którym przebywaliśmy przez pewien okres czasu, zwłaszcza jeżeli dotyczy to naszej młodości i przeżyliśmy wiele nam sprzyjających wydarzeń. Nie koniecznie musieliśmy, jak orły zdobywać przestrzeń, by pokazać światu jacy jesteśmy nieprzeciętni. Wystarczyła aprobata tego, co otrzymaliśmy i co umożliwiło osiągnięcie chociażby małych sukcesów. Wtedy to miejsce zapisywało się w pamięci: to co było szorstkie, nieprzyjazne, czas eliminował,  a cała pozostała reszta kwitła i piękniała. 

Myślę, że tak jest i z moją przeszłością, i wielu absolwentów, którzy uczyli się w szkołach przy ulicy Ogniowej 2, że co pewien czas odzywają się w nas lata szkolne.
     Zdarza się więc, że wracam do Włocławka nad Wisłę, do okazałego budynku przy ulicy prostopadłej do naszej królowej rzek, w którym kształciło się wiele pokoleń znakomitych fachowców. I chociaż w jego murach nie ma już tych szkół, które kończyliśmy (TPP, PST...), nie jest to takie istotne. Ważne jest, że wciąż to historyczne miejsce tętni życiem, że wciąż pracują w nim ludzie, którzy dokładają kolejne cegiełki do dziejów działających w nim nowych szkół, że jako odpowiedzialni i troskliwi starają się o jego rozwój, by młodzież dzięki placówkom szkolnym tam działającym otrzymywała szlify zawodowe będące podstawą przyszłości. W ten sposób wydłuża się także pamięć historyczna i umacnia tradycja, a to, co minęło może być oparciem dla współczesności.
     Uważam za niezmiernie ważne, aby oglądając się za siebie nie zobaczyć pustki. Pisanie dziejów to upewnianie kolejnych pokoleń, że przed nimi też   istniało życie na Ziemi i oni się z niego wywodzą.  
     Trudno się odnieść do tysięcy absolwentów i mówić o losach każdego z nich. Szkoda, że to nierealne.  
     Przez ten długi, bo 55 letni okres po maturze udaje mi się sporadycznie utrzymywać kontakty z niektórymi kolegami. Kazimierz Kardacz pracował we Włocławku i nadal mieszka w tym mieście. Ryszard Kotas pracował całe zawodowe życie w Zespole Szkół Technicznych w Mikołowie, był wicedyrektorem i osiągał wspaniałe wyniki nauczania, mieszka w Mikołowie. Józef Kotas był również nauczycielem i dyrektorem szkoły, mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Waldemar Bogucki był nauczycielem i dyrektorem średniej szkoły w Olsztynie, gdzie mieszka. Bogdan Wiśniewski pracował jako kierownik oddziału elektrycznego kopalni węgla brunatnego w Turoszowie, mieszka w Zgorzelcu. Zenon Wienconek był kierownikiem oddziału w energetyce, mieszkał w Nakle nad Notecią. Roman Młotkowski pracował i mieszka we Włocławku. Henryk Górczyński prowadził własną firmę wytwarzającą rury preizolowane, Klaudia Głowacka była nauczycielką w Inowrocławiu... Większość absolwentów klasy IIIc z roku 1955 ukończyła wyższe studia.

     Oceniam, że te kilka lat, które przeżyłem we Włocławku, właśnie w tej szkole przy ulicy Sempołowskiej 2 i w internacie przy tej ulicy pod numerem 8/10, uskrzydliło mnie, obudziło ambicję, nauczyło pracowitości i ukazało piękno życia.
     Doskonale pamiętam kilku nauczycieli, którzy stali się dla mnie wielkimi postaciami, wciąż zaglądającymi przez ramię, aby zobaczyć, co i jak „to robię”.
     Pierwszym, który zrobił na mnie wielkie wrażenie i wywarł pozytywny wpływ, był profesor Wacław Derdzikowski, polonista, który oceny pisał w notesie, potrafił ciekawie przedstawiać obowiązujące lektury i napisał książkę o Powstaniu Warszawskim „Cześć zjednanym”. Tę książkę mam do dzisiaj. Był to okres stalinizmu i profesor Derdzikowski dość niespodziewanie przestał uczyć, być może z powodu tej książki i być może działania w wojnę w AK. Wacław Derdzikowski utrwalił we mnie „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego.   
     I... biega przede mną „Zając” Adolfa Dygasińskiego. Po nim przyszedł profesor Bolesław Pękala, też bardzo dobry nauczyciel, który potrafił zainteresować nas językiem polskim i teatrem. „Popioły” i „Przedwiośnie” stały się symbolami młodości. Trzeci to profesor Julian Guzowski, uczył podstaw elektrotechniki, był też wychowawcą. Właśnie on odkrył w pełni przede mną wartość podstaw elektrotechniki. Uczył też podstaw konstrukcji słupowych. Obliczaliśmy wytrzymałość mechaniczną słupów drewnianych i stalowych, tzw. strzałkę słupa, braliśmy pod uwagę parcie wiatru i dopuszczalne obciążenie sadzią (nie szadź) przewodów na powietrznych linii elektrycznej, co do dzisiaj pamiętam  i dziwię się, że linie energetyczne ulegają zrywaniu z tego powodu (nie chodzi o zrywanie wskutek wywracania się drzew)... Rysunku technicznego uczył Eugeniusz Frąckiewicz, mężczyzna w średnim wieku, bez włosów, z wąsem, o ciepłym głosie, bardzo zrównoważony i cierpliwy. Wychowawca w pierwszej klasie. Umiał do nas przemawiać. W jednym z moich opowiadań starałem się na podstawie notatek odtworzyć to, co nam mówił. Matematykę mieliśmy z profesorem Tadeuszem Knapińskim. Był surowy w wymaganiach. 
  
Lubianą nauczycielką była profesor Wanda Domanowska, dzisiaj byśmy powiedzieli, że przekazywała nam wiedzę o społeczeństwie. Fizyki uczył profesor Wycichowski.
      W I klasie w byłych Kujawskich Zakładów Naukowo Technicznych funkcję dyrektora pełnił Witold Statkiewicz.
     Piękną kartę w dziejach szkoły zapisał profesor Paweł Bojakowski. Prowadził kilkudziesięcioosobowy czterogłosowy chór szkolny i świetną orkiestrę. Śpiewaliśmy więc z dumą, bo wydawało się nam, że jesteśmy artystami. Chór i orkiestra zdobywały nagrody, śpiewaliśmy w Polskim Radiu Bydgoszcz (Radio przyjechało do szkoły i nas nagrywało). W chórze śpiewało nas z klasy c kilku uczniów, także Ryszard Kotas. W orkiestrze grała obecna żona Kazia Kardacza, Maria.
    Profesor Bolesław Pękala prowadził amatorski uczniowski teatr. Przygotował komedię Juliana Ursyna Niemcewicza „Odprawa posła”, którą grali uczniowscy aktorzy w Teatrze Miejskim. Było to spore wydarzenie w życiu szkoły. Zadowoleni byliśmy z wycieczki statkiem Wisłą do Warszawy i Płocka, która trwała kilka dni. Spaliśmy na statku. Swoje wrażenia w formie reportażu – eseju wysłałem na konkurs szkolny i otrzymałem pierwszą nagrodę: powieść Elizy Orzeszkowej „Nad Niemnem”, którą posiadam do dzisiaj. I ona stała się początkiem moich zainteresowań literaturą w ogóle. Nagrodę wręczył mi profesor Wycichowski na apelu szkolnym. Nie starałem się na studia polonistyczne, bo wydawało mi się, że dla mężczyzny studnia techniczne są najwłaściwsze... Ale nie przestałem pisać. Technikum Przemysłowo-Pedagogiczne to była marka.
    W okresie karnawału i poza nim szkoły organizowały też wieczorki taneczne, bardzo popularne. Młodzież w niedzielny lub sobotni wieczór mogła przez kilka godzin bawić się pod opieką wychowawców.
     W czasie nauki szkolnej i w wakacje odbywaliśmy praktyki zawodowe. Klasa c w ciągu trzech lat odbyła praktyki w Fabryce Maszyn Elektrycznych M-5 we Wrocławiu, w Gdyńskiej Stoczni Remontowej, w Fabryce Lin i Drutów we Włocławku i była na praktyce pedagogicznej w szkole zawodowej w Smukale koło Bydgoszczy.
  
Praktyk uczniowskich zakłady pracy nie traktowały zbyt serio, jednak w sumie dawały one uczniom bardzo wiele. Najlepiej zorganizowana była praktyka pedagogiczna. Zdawaliśmy sobie sprawę z niedostatków i trudności,  ale  mimo to mogliśmy zapoznać się z interesującymi nas zagadnieniami wzbogacającymi naszą wiedzę zawodową.
      W czasie Zjazdu w 1995 roku mogliśmy się przekonać jak bardzo Włocławek stał się inny. Przede wszystkim ze względu na likwidowanie zakładów przemysłowych, zapewniających ludziom pracę. Byliśmy tym zasmuceni. Podobnie było w Chorzowie. W tym mieście, kiedy rozpoczynałem pracę, mieszkało około 170 tysięcy ludzi, dziś mieszka niecałe 120 tysięcy osób. Nie ma już ani jednej kopalni, huty są w stanie szczątkowym... 

                                                                                                         2010

                                                                                          



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz