sobota, 22 maja 2021

Już to wiem…

 

                 

                

Już to wiem…                            

 

Są też tacy, którzy noszą w sobie

Przewlekłą ochotę do wskoczenia

W jadący pociąg.

Miałem taką możliwość.

To były lata, gdy nieznany poeta nie znał

Tej ziemi, a ja nie znałem poety.

Pociąg szedł przez miasto i

Przyglądał się teraźniejszości,

A on mówił, że zobaczył widmo

I rośliny kwietne na przedzie.

I widział, jak płytki jest pokój, jak

Można zejść z góry nie schodząc,

A białe brzozy jak białe damy rosły  

Przy torach, a ja siedziałem w wagonie

towarowym.

 

Zanim to nastąpiło, trwała okupacja.

Jako dziecko, niczego nie rozumiejąc,

Wiedziałem tylko, że Augustyn M.

Został wywieziony przymusowo

Do wałbrzyskiej kopalni i w niskich

Pokładach kopał węgiel koksujący.

Ale wrócił w 45, porysowany

Na twarzy czarnymi kreskami.

 

W tym samym roku do tego miasta

Przyjechał człowiek, ten i tamten.

Tu znalazł swój dom przy trzech kopalniach,

Szedł ścieżką wymuszoną przez los,

Po śladach w bycie wątpliwości,

Gdzie tworzenie piękna było złem.

Wtedy jego oliwki tańczyły i szumiały

 

Daglezje, także w mróz i gdy dął wicher.

Mógł powiedzieć, że czuje się wydobyty

Z podziemi i przeżywa radość, bo

Zauważa, że na początku jesieni

W dolinach jeszcze kwitną kwiaty,

A on śpiewa miastu, kopie węgiel i już

Odjechały czołgi wyzwolenia.

Pamiętam, aby dojść do kogoś, kto tworzy,

Przeszedłem tak, bez specjalnej przyczyny,

Przez szarą strefę istnienia.

Zbierałem nastroje w poezji,

Jak jabłka w Raju.

Wtedy utwory poetyckie jeszcze

Nie były produktami,

A obiekty na widnokręgu

Nie posiadały wymiarów.

Nie tylko doznaję wrażenia, że przejeżdżam

Przez znajome podwórko

I świat kwiatów poezji jest mi bliski.

Mam odczucie, że jestem na skrzyżowaniu

Broadwayu i alei Siódmej pośród roju

Reklam i bezimiennych tłumów,

I spotykam ciocię Frances Boguski.

 

 

 

 

 

czwartek, 20 maja 2021

W leśnej ciszy

            

 








W leśnej ciszy  

       

Człowiek się spieszy –

wciąż ma za mało czegokolwiek.

Nie jest tak cierpliwy, by doczekać potęgi drzew.

Sosna to też produkt… i to mnie niepokoi.

Którymi literami mam wyrazić sprzeciw?

Jestem miłośnikiem natury.

Do lasu wchodzę jak do świątyni budowanej przez

Dziesiątki lat. Wielki las wciąż rośnie we mnie,

Chociaż już dawno nie istnieje, żyje wielki dąb 

I dźwiga wiek trzech niepodległości.

Jest pamiątką i świadectwem.  

To obraz wielkoformatowy – wielki duch natury.

 

Dęby lubią towarzystwo sosen,

Czują się pewniej w ich wysmukłej wysokości.

Niedawno stał się nowy cud  – znalazłem bór

Sosnowy z domieszką brzóz, prawie stuletni.

Niezbyt obszerny, z wyraźnym nalotem

I podrostami jałowcowymi.

Jedne jak niewinne dziewice,

Drugie wyniosłe i mniej tkliwe, chętnie kłujące.

Panuje tu dynastia sosen,

Aż do najwyższego piętra,

Ale i tu królem jest zabytkowy gigant szypułkowy,

Zaś modrzew występuje jako szpiegowska wtyczka.

Ten las wyrósł, aby wzbudzić nadzieję.

W środku leśna polana w słonecznym złocie.

Na brzegach pasma poziomek 

Z wąsami rozłogowymi,

Wciąż zajmującymi nowe obszary.

Czerwienią się pachnące owoce,

Niestrudzenie dochodzą do dojrzałego,

Smakowitego piękna. Przetykają zieleń

I czerń kilku krzewów jagód,

Każda upomina się o swoją przestrzeń.

Na parterze panuje cisza,

Na najwyższym piętrze szum sosnowych koron.

 

Pod niebem suną damy w lazurowych krynolinach.

Nie jestem sam…

Pośród leśnych kwiatów,

Których wigor  i miła woń przywołują

Duchy piękności – widzimy bogactwo kolorów.

Czujemy naszą niepodległość i suwerenność. 

Ogarnia nas błogi stan upojenia

I grają zmysły. Trudno tak trwać bez czułości.

Wpatrzeni w szczyty drzew ulegamy czarowi,

Aż do oddania się w objęcia ramion,

Do uspokojenia i zamknięcia powiek.

Jesteśmy jak para dostojnych łabędzi.

Jak pachnąca wolność i owoce…

 

                                        Z tomu "Usłyszeć światło"

 

 

środa, 19 maja 2021

Wstrzemięźliwość

                 

Wstrzemięźliwość

 

Bywają dni a czasem

jest ich szereg

że w dobrym nastroju niewiele

pragniemy od życia

Ustatkowani

podbudowani niebieskim niebem

myślimy że

wystarczy garść złotych monet

na zakupy

zagon ziemi do biegania

za szczęściem

kawałek mydła

by zmyć niedobre chwile

ząbek czosnku 

do nadania myślom ostrości

i odrobina miodu

by życie nabrało smaku

 

Może też być talerzyk

kokosowych wiórków dla ozdoby

 

I nie powinno się zamykać

listy potrzeb

 

No

dorzućmy jeszcze

odrobinę fartu

i to już prawie wszystko

Prawie

bo jak uniknąć

łyżki dziegciu

 

Bóg widzi i słyszy

I myśli sobie

Oni to mają wymagania

                           Z tomu "Tańczący na szkle"