czwartek, 29 sierpnia 2024

 




    Fragment ze strony 140



15. Proszę o głos

 Każdy człowiek jest powieścią i żadna opowieść nie powinna się zmarnować i nie jest nudna, jeżeli się nią zajmiemy. Mnogość biografii dziejących się jednocześnie, równolegle, to jest to. Jak najwięcej pochłonąć, usadowić w sobie, poznać, zapamiętać dopóki starczy życia. Niech wszyscy żyją po śmierci tyle lat, ile to jest możliwe, a każdy z nas niech się do tego przyczynia. Cyntia aż się rozpogodziła. Nie rozpadła się, jak niektórzy sugerowali. Poprosiła Samantę o pomoc... Znały Brygidę Bikinę. Może ona wie coś więcej. Gdy były w dobrej komitywie, używały języka trajkota. Takiego, jak niektóre dziennikarki lub dziennikarze w radiu albo w telewizji. Miały dużo do opowiadania. Diabeł ich rozumiał i pochłaniał dusze. Ale, tak przy okazji, równie niedbale jest nagrywany głos.

            Brygida  rozpalona:

– Proszę o głos. Równie niedbale mówią aktorzy,  a uczą się dykcji. Ale oni grają dla ludzi o słuchu absolutnym, dla takich, którzy słyszą szum chmur na nieboskłonie. Buduje się podjazdy dla wózków, likwiduje progi, żeby niepełnosprawni mieli łatwiejszy dostęp do danego obiektu. A jeżeli ktoś niedowidzi lub niedosłyszy, to czy on nie jest niepełnosprawny? Jeżeli jest, to czemu się o nich nie myśli w ten sposób? W różnych miejscach złe oświetlenie, w książkach i gazetach maleńkie litery, kolory słabo zaznaczone, aktorzy mówią niechlujnie, pod nosem mruczą, nie dopowiadają słów, wygaszają je przed końcem... lektorzy czytający dialogi tak mówią, że tylko oni to słyszą i rozumieją, głos filmu i lektora nagrywany jest na tym samym poziomie... Zamiast mówić szemrają. No szlak człowieka trafia za to niechlujstwo i niestaranność nagrywających, niedbałość o ludzi niedosłyszących, chociażby, bo nawet nie zawsze są napisy pod ekranem, a producenci dostarczają na rynek telewizory z głośnikami, z których głos. zamiast w stronę widza, płynie w ścianę. Winna jest też dana telewizja, że kupuje takie filmy. Pewnie dlatego, że ściany mają uszy. No i te wydzierające dobro z ludzi reklamy.

            – Ale ci się nazbierało – rzekła Samanta. – Masz rację. To teraz się przedstaw. Może ja powiem: Mówiła wyraźnie i dobitnie Brygida Bikina, która ma babcię niedosłyszącą i dziadka, który gorzej widzi. Za to dziadek świetnie rzuca epitetami. Pojedzie na olimpiadę.


czwartek, 1 sierpnia 2024

 





                                             Na akordeonie gra Marcin Opeldus
                                             Fot. Anna

23.07.2024

NA SPOTKANIE

W KLUBIE

PEGAZ

w Chorzowie

MDK

Eugeniusz Rychlicki

Kompan    

 

Ten wiersz chodzi za mną
a gdy się do niego zwracam
udaje że mnie nie widzi
Chowam się więc w kwitnącej
kukurydzy i robię niewinne miny
Wącham puentę różowej koniczyny
Mówię że to nie są zadziory

i uśmiecham się do

rozgwizdanego kosa i słucham

Wiersz wyszedł z udawania
jest już w łanach pszenicy
patrzy na mnie a ja nie potrafię
po niego sięgnąć - sięgam do donicy

Może to pomyłka

Widzę że to nie moja

młodość z każdą godziną

staje się coraz

bardziej kwiecista
Żółknie różowieje
bratkami pachnie
i wysypuje się z niej lato
czerwienieje makami

Odurzony chabrami
chwytam wiersz

i niosę w dojrzałość lata

W czas wzlotów
i twardość postanowień

Zakładam na twarz emotikon 

Bądź moim kompanem

mówię 

i podaję łokieć


Eugeniusz Rychlicki

 Słodka Cila

 Cila Maszkiytno z Kokotka

 Dla kilku facetów jest słodka,

 Ale gdy bierze ją Gustaw,

 Rozpuszcza mu się w ustach

 I nikaj nie można jej spotkać.


         

  

               Eugeniusz Rychlicki

Tam, gdzie nic

 w Kosmosie nic nie jest pewne

a ja chciałbym na grzbietach

fal grawitacyjnych 

latać po wszechmocnej pustce i wracać

ale nie ja będę próbował 

bo nie zdążę nauczyć się wieczności

inni za dwa wieki może sobie poradzą

kto wyczuje delikatne pieszczoty

nakrywającego nas wieczoru

ten będzie wiedział więcej o wartościach

ponadczasowych i będzie zdążał

otrzeźwi go nie tylko ukłucie cierniem

politycy nie – podzielili naród

wepchnęli w dwoistość ideową

i rzucają kłodami w czas

 na blacie stołu leży rozłożysta czujność  

pan Albert powiedział że najważniejsza

jest wyobraźnia i ja mu ufam

lecz ktoś jej nie ma 

– próbuje lewitować i ściemnia...

 tysiące poetów wydobywa z siebie

złoto platynę i minerały które krzyczą

lub śpiewają arie i budzą zwodnicze lilie  

lecz nikt ich nie słucha

ciężko oddycha gwiazda neutronowa  

nie otwiera ust nawet na sekundę –

kosmiczne monety czasu

mają kosmiczną wartość

nasz czas donosi rzeczy śmiertelne

do miejsca 

tam

gdzie nic

 

                                       Eugeniusz Rychlicki

            Gdy klatka opadała w dół            

Nieprzerwanie żłobił artystycznie zawiłą 

drogę do przyszłości. Picasso dorysował nos

i uszy, tak powstał człowiek...

Elektryk gapił się na „Siedzącą odaliskę”

Matisse’a i jeszcze nie wiedział o knowaniach.

Maszynista wyciągowy normalnie puszczał

klatkę szybową w dół i w górę, błyszczał węgiel,

w szybie zapychacz wypychał wagony z klatki,

 

wywrot obracał je do góry kołami

i do głównego zsypu spadały złote

myśli rębaczy.

Na dole łapak aresztował rozbrykane wagoniki.

Było optymalnie. Nagle na poziomie xyz

Tąpnęło, tak soczyście, że stempel łupnął

w stempel, runął strop i z grubego kabla

posypał się ogień jak z garści fajerwerków.

 

Na powierzchni w rozdzielni prąd skończył

rycie ścieżki i korzystając z okazji urwał się

z łańcucha, przepłynął gęsto między

frazami spokoju.

Odezwał się piorunująco zwarciowy Zeus

i nagle cięcie – głucha cisza zlana potem.

Jedność w mroku.

Kopalnia pełna zgiełku zamarła w bezruchu,

przez moment świat przestał istnieć.

Zaległo osłupienie i słychać było obce myśli,

strasznie rozlazłe i beczliwie splątane.

Po dwóch sekundach przeraźliwy dźwięk –

 

elektryk myślał, że z wrażenia spadła szklanka.

Przytknął kilofek do ucha, słucham, a telefon

wrzeszczy na całe gardło. Chwycił słuchawkę

i usłyszał serię z kałasznikowa. Leciały epitety.

 

To mógł być dyspozytor, a może naczelny…

Stanęła maszyna wyciągowa, kołowrót dostał

zawrotu głowy, kamienie zgubiły adres

i zamiast na hałdę wybrały się do elektrowni.

Ukazały się duchy z karbidówkami.

Ludzie szukali prądu. Gwiazdy śmiały się

zwodniczo i niszczycielsko, chyba spadały

meteory, ale gasły nad ziemią i znowu nic.

 

Sztygar wdepnął w bajoro, rzucił w czerń

kilogram mięsa i poczłapał na sortownię.

Naczelny obiecał obcięcie premii,

ale w tym momencie rozbłysły latarnie,

powierzchnia zaszumiała i nadbiegła

ulga, jakby śpiewano hymn do Słońca.

Sygnalista zakomunikował zjazd klatki w głąb.

Ach, kiedy to było…


Eugeniusz Rychlicki

                Kos

 

             Ach ten kos, ten kos -

             czarne pióra, żółty nos.

             Jak wpadł w budyniowy sos?

             To proste, dobrał się do deseru,

             a nie zsiadł z roweru.

             Raz mu się to przydarzyło

             i zaraz go sparzyło.

 

             Ach ten kos, ten kos -

             powiecie, piękny ma głos.

             Już wczesnym rankiem śpiewa

             radośnie,

             przeważnie o wiośnie.

             Obserwuje, jak dzionek wstaje

             i wcale nie udaje.

             Biega i lata między krzewami,

             łowi też owady.

             Jest indywidualistą, nie lubi

             gromady.

             Śniadanie zjada, gdy się

             wyśpiewa,

             a po śniadaniu ziewa.

             Taki z niego solista -

             wielki i słynny artysta.


Eugeniusz Rychlicki

             Najważniejsi

 

                       Pamięci  Rodziców

         Cóż takiego uczynili rodzice

         że zapełniają wszystkie

         ważne miejsca

         są w naszych myślach

         tańczą na naszych weselach

         bawią się z nami jak z dziećmi

         zajmują jasne strony życia

         życie wychodzi z życia -

         to ich zasługa

 

         W półcieniach pory snu 

         powołali nas na nowych

         świadków rzeczywistości

         Cóż takiego uczynili -

         są naszym wyzwaniem

         jestestwem

         i pełnią

  

               Eugeniusz Rychlicki

          Świętość

 

                                           Dr. Andrzejowi Rowińskiemu

             Życie to słoneczna nadzieja  

            – świeci i na końcu nieznanej drogi

 

            Dominantą nie jest porażka

            lecz szlachetne zamiary 

            Efekty mogą się jednak kruszyć 

            i łzawić       

            a satysfakcja popękać

            jak kryształ

 

            Lekarz dotyka tajemnicy życia

            Jego wiedza i doświadczenie

            są cudem

            ale czasem to życie ucieka

  

 

   

               Eugeniusz Rychlicki

Panorama Tatr

Wielka to rzecz umieć zobaczyć 

piękno w każdej rzeczy. 

Tatry to piękno demonstracyjne. 

Z tego miejsca widać Tatry jakby po drugiej 

stronie zamglonego wąwozu. 

Nad naszymi plecami oprawione zdjęcie 

z Kawiarni Mieszczańskiej Józefa Rzankowskiego. 

Siedzieliśmy w tej kawiarni, Samanta 

na Krupówkach, 

mieliśmy krótkie plany, wcale nie oryginalne, 

nie mamy skrzydeł... 

Idziemy grzbietem Gubałówki, 

a z nami wiele postaci historycznych, 

które chciały nas sprawdzić. 

Usłyszeliśmy płacz. 

To dorodny modrzew ronił żywiczne łzy. 

To tu... 

Nad miedzianą tablicą poszarzały 

drewniany krzyż. 

 

Przechodniu i Turysto! 

Urodziłeś się a już wyrok wydany. 

Żyj w zgodzie z Bogiem i sumieniem, 

bo nie wiadomo kiedy będziesz powołany. 

W 21 wiośnie życia rażone piorunem 

zginęły w dniu 17 lipca 1968 roku 

Maria Ignasiak, Halina Skrzypkowiak 

z Rogoźna Wlkp. 

 

Jesteśmy tam 40 lat później, zimą w 2008. 

Lecz w wyobraźni nagle jest lato i niebo szaleje... 

 

W styczniu 2012 ciekawość znów wiedzie nas 

do tego miejsca. 

Ze smutkiem i gniewem stwierdzamy, 

że tablicy już nie ma. 

Pozostał zmurszały krzyż. 

Modrzew znowu płacze żywicznymi łzami. 

Usłyszałem od górala, 

że w majowy weekend 2011 roku, 

kiedy to od soboty 30 kwietnia do wtorku 3 maja, 

nastąpiła powódź turystyczna, jeden, 

a może kilku barbarzyńców ukradło tablicę, 

być może ze względu na miedź... 

W takim momencie zamykają się 

usta z bezsilności. 

O bohaterkach tego dramatu zapomniano. 

A ja wracam do tej chwili i widzę to zdarzenie, 

i gotuję się w środku, i grzmię na Zeusa. 

W życiu często przejściowa bezradność 

stawia nas pod ścianą. 

 

 


Eugeniusz Rychlicki

 

Dążenie do wieczności       

 

Do nowych superistotowych konstrukcji

na biologicznych elementach nie tak znowu

daleko – poszukiwanie wieczności robi

postępy. Stawiamy na wymianę części, 

aż żaden element nie będzie ludzki.

 

Cwałujemy niby gepard, 

gdzie świadomość nie ma zegara.

Człowiek wchodzi

w szerokie możliwości jak kwestarz,

sunie po traktach i ścieżynach cnoty,

podkręca układy scalone jutra,

bo oto wieczność na progu gmachu,

 

lecz oparcie ucieka i człowiek traci dom,

i boskość nie staje się codziennością. 

Gdy nadejdą istoty bezpłciowe, jak szkło,

nic nie będzie wcześniej ani później, 

nawet trudno to wymówić  

nie trzymając się poręczy,

i trudno nie tonąć w zawiłościach

jak w soli i occie. Kombinacje z DNA mogą

świat wprowadzić w kwitnące słoneczniki.

Człowiek syntetyczny nie po...zna Boga.

 

  

Eugeniusz Rychlicki

Poeta doctus  

 

Współczesny poeta doktus nie miota się między

spaloną ziemią a zerem bezwzględnym -273,15 °C.

Współczesny poeta doktus chce wrócić stamtąd

do życia i stanąć ze swoim wyposażeniem na straży

elektrowni jądrowej Słońca, omijać rafy i gafy,

przestawiać planety i być z czarną dziurą w zmowie.

Sięgać wysoko jak żyrafa i patrzeć z góry jak żyrafa,

i podziwiać boskie dzieło jak Michał Anioł.

 

Współczesny poeta fd0ctus lubi poetów, ale ma 

własne plantacje i z innymi się liczy gdy chce liczyć. 

Ernest Hemingway był pełen słów - tak uciekał przed

sobą z ładunkiem depresji, lecz ta i tak go dopadła.

Powiedział: „Walcz, nawet w przegranej sprawie”.

 

 

                                        Eugeniusz Rychlicki

 Tam

 

W stulecie tamtej ograniczoności

wsiadłem do łodzi niezawisłości.

Ucząc się i pracując dojechałem do teraz.

Od razu przekonałem się,

że wcale nie jest łatwo płynąć

– łatwo trafić na mieliznę, dryfować

– każdy chce być sternikiem,

a co jeden to mądrzejszy,

a co drugi to hegemon,

zmieniający kurs na jedynie słuszny,

nie liczy się z przeszkodami,

powątpiewa w Europę,

i chce zaniku geometrii Euklidesa,

aż Tales wierci się w łożu...

Dryfuje rzecz, drżą miasta i wsie.

 

Być może to lato

już postanowiło pobić rekord i pokaże,

ile chce zniszczyć

i sprawdzi, czy człowiek potrafi

zajrzeć do przeszłości i zmądrzeć,

ile potrafi skubnąć z jądra kultury,

wydobyć z siebie więcej,

a potem wznieść się nad swoją

próżność i pychę.

O takiej porze roku i tej pogodzie

może zabraknąć monet,

ale i banknotów ratowniczych.

 

                                   Eugeniusz Rychlicki

 

 To też kiszenie

 

Słońce zdjęło rękawiczki

Chlusta porcjami gorąca

wywołując skwar

i skwierczenie skwarków na patelni

i ziemniaków smażonych

do zsiadłego mleka

 

Na horyzoncie drapieżne ruchy

zazdrosnej przeszłości

Ona lubi ten zapach fotonów

 

Stajesz się więc nadświetlny

może będziesz elementem

fotonowego komputera

Twoich mgnień wiosen nikt nie zobaczy

ale będzie wiedział że jesteś

światem równoległym

i wtrajasz dokiszoną kapustę

twoich rodziców

i smażone ziemniaki ze skwarkami

i nagle jesteś w 20202 roku...

 

Niech tylko przelecą gęgawy

i nie pojawi się pandemia

– chętnie wrócisz do tej patelni

ze skwarkami i do żuru w piątek

Tyle satysfakcji

ile żuru na talerzu i coś do żuru,

byle bez chlustania upałami

 

 

                        Eugeniusz Rychlicki

Zabita deskami

 

Dojechaliśmy wreszcie do wsi

zabitej deskami.

Można sobie wyobrazić,

co się w nas działo.

Wieś wcale nie była zabita.

Miała się doskonale i nie

widzieliśmy żadnej deski.

 

W latach przełomu podobno

cały tartak rozkradziono.

Przez chęć posiadania, dlatego nie była zabita...

Zacząłem udawać, gdy z tego powodu

przez pomyłkę otrzymywałem dietę poselską,

tylko jak to się wyda, to z czego ją zwrócę.

Śniły mi się deski na jednoosobowy obiekt.

 

Odkryłem w sobie nowe witaminy

i zacząłem zupełnie chemicznie

wabić początek przez koniec,

teraz szukam witamin antagonistów,

bo tamte mi zbrzydły. Muszę zwrócić forsę...

 

Zainteresować sobą świat,

a potem zniechęcić,

może przez ćmy, to jest coś warte,

gdy wieczorem ta ciemnota pędzi

do światła, wtedy można by coś zrobić

i nie śmiać się na cmentarzu...

Wieś pachnie naturą.

Na wsi deski wykorzystuje się

do ostatniej deski.