Fragment z "Powrotu rzeki do źródła" IV
Rok 1966. W piątek Natalia po lekcjach
poszła do ciotki Gosi Zalejskiej na Ligonia 10. Zanim wyszła do niej, żartowała: – Oni wciąż mają ten sam
adres, tak jak my, ale my jesteśmy młodsi.
Ciotka
nadal lubi swoją siostrzenicę, lubi z nią porozmawiać, lubi jak się jej słucha,
a Natalia nie wpada w ciotki słowo i nie twierdzi, że to co chce
powiedzieć jest ważniejsze od tego, co Gosia chce powiedzieć. Dlatego Natalia jest potrzebna. Jest wtedy
zadowolona i cieszy się, że może tak szczerze porozmawiać z osobą jej bliską. Nata
wraca też zadowolona i opowiada mężowi, ile ciocia Gosia zarobiła z ubytków
owoców i warzyw. To jest ważna pozycja w jej wynagrodzeniu. Każdy by tak
chciał… Poza tym były cytrusy pod ladą i ciocia dała siostrzenicy trzy cytryny.
Trzeba dzielić sprawiedliwie. Wujek Karol Zalejski, który rozwozi towar do sklepów,
też wraca po osiemnastej. On nie przywiózł cytryn, ale dobre papierosy. To
Natalię nie interesuje.
Rafałek
Krzysiu wymienił dziś litery ś, ć, ź, ż,
ą, ę. Kłopot z o
z kreską? O z kreską – powiedział. Dobrze. Wszyscy Rafałka chwalą, że taki
zdolny i bystry, i dowcipny. Rodzice z tego powodu już zakwitli chcieli jeszcze
kilka polskich liter dorzucić i dorzucili: ł, ń… szkoda, że jeszcze nie ma jakichś na przykład w z kreską albo
d z ogonkiem. No nie ma.
–
Więcej nie ma – powiedziała Natalia.
– To ja
też wymyślę polskie litery, niech będzie u
ze szlajfką… – cieszył się Rafałek.
Natalia
to co innego, ona słucha w szkole muzycznej.
Na bis zagrał fragment kantaty
Bacha. Ale nie Radecki…
Sobota to nadzieja na niedzielę. Chociaż Natalia idzie po południu do pracy, to i tak jest zadowolona, że jutro będzie dzień wolny. Obowiązki się powtarzają i w tym też cały ich urok. Nie trzeba o nich za dużo myśleć. Nie zaciąga się przy tym firan.
Zwłaszcza, że jutro będą na
imieninach u Krysi Ryllowej w Chorzowie Starym to będzie.
Przy ulicy Mazurskiej, nad apteką. To jest apteka, która zawsze będzie działać.
W
polityce gruchanie człowieka do człowieka. Napad człowieka na człowieka. Ludzie
skaczą sobie do gardeł. O co im chodzi? Dlaczego tak zostali zaprojektowani? Też
już na zawsze.
Prezydent
Sukarno oddał władzę generałom. Straszyli go i przestraszyli. Czy można
powiedzieć biedna Indonezja? Pułkownik Untuke z czasów Sukarno, został skazany
i powieszony. No właśnie, człowiek przeciw człowiekowi.
Jeżeli
chodzi o pakty wojskowe, to generał De Gaulle chce kontrolować wojska NATO we
Francji. USA się nie zgadzają, wobec tego trzeba NATO wyprowadzić z Paryża. Tak
Francja pozbędzie się OTANu, a państwa pod „patronatem” Związku odetchną z
ulgą.
To ten niedzielny trzynasty marca, u Krysi Ryllowej na imieninach. Przygotowała małe wesele. Chociaż zmęczona, bo pracuje także po południu, i w sobotę w spółdzielni dentystycznej w Rynku, razem z Jurkiem Grellą, nie narzekała. Miała humor i rozdawał dobre samopoczucie, żartowała. Nie izolowała się, dobrze przewodziła. Pewnie i Dionizos z konwią wina tu się zjawi... Właśnie spojrzał w dół na miejsce gdzie jak sądził odbywały się wiosenne Dionizje bez jego udziału, chociaż do wiosny jeszcze trochę, spojrzał na laskę owiniętą bluszczem i zwieńczoną szyszkami pinii, ujął mocno w dłonie swój atrybut i tam, gdzie krzyżują się ulice Bożogrobców-Mazurska i Siemianowicka, rozdarł tyrsem błonę nieba i zjechał po długiej lasce w sam środek skrzyżowania. Skrócił tyrs i się rozejrzał, usłyszał wesołe głosy zabawy i natychmiast udał się w tym kierunku, na ulicę Mazurską, do mieszkania nad apteką, co należy jeszcze raz podkreślić, chociaż trudno powiedzieć, dlaczego. Broda ustawiła mu się w poziomie, poprawił na ramionach skórę z pantery i jako efeb zapukał do drzwi. On jako ekstaza, tu potrzebna jak ostra papryka i cukier waniliowy. Drzwi otwarła córka Ryllów, panna Elżbieta.
–
Święty Mikołaj w marcu? Skąd się tu wziąłeś, Mikołaju? O tej porze roku?
– Nie
jestem Mikołajem, jestem Dionizos. Czuję się zaproszony na imieniny pani domu.
Elżunia
miło się uśmiechnęła, wykonała powitalny gest i Dionizos wpłynął do
wnętrza komnaty.
To
znaczy wszedł bez wahania i Elżunia nie zdążyła poprosić mamy.
– Witam
wszystkich – powiedział donośnym podniebnym głosem, a towarzystwo ponad
dwudziestoosobowe zamarło w
bezruchu, zaskoczone i nieco przelęknione, obłędnie wzięte w szczypce sensacji.
Przebieraniec natychmiast poczuł się na miejscu.
–
Przepraszam za tę ciszę. Proszę sobie nie przeszkadzać.
I Dionizos
przemienił się w dodatkowego gościa, podobnego do pozostałych facetów z
kieliszkami w dłoniach.
Miał
szczęście. Dziś nie rozmawiano tylko o samochodach i
wyjazdach do Jugosławii na wczasy czy w sprawach co można kupić i sprzedać z
zyskiem. Jedynie pani Zofia Bylińska, posiadają z mężem sklep z krawatami i
drobiazgami przy ulicy Wolności 21, coś
tam mówiła, nie starając się specjalnie pozostać przy temacie. Między
nieznajomymi była pani Irena Silbert. Liwiusz siedział między Marysią Grellową a
Ireną. Ktoś rzucił hasło: Tysiąc bruderszaftów na Tysiąclecie! Liw jak Napoleon, to powtórzył... Irena
rzekła: – Bardzo chętnie. Nic nie szkodzi, możemy wypić brudzia. Radecki
próbował się wycofać. – To nie wypada... – zauważyła. Pomyślał: On nie będzie
proponował nikomu. Pani Irena jednak była rozochocona i skrzyżowała ręce z
kieliszkami z Liwiuszem. Padły imiona i spotkały się usta. Przylgnęła. Jemu
było też dobrze ale głupio. Zapytała, która pani jest jego żoną. Powiedział. –
O, jaka ładna. Zazdrosna? – Tak. Natalia
zareagowała szybko. Przepiła bruderszaft z panem, który należał do tej
pani. Natalia dała do zrozumienia Liwiuszowi, że najchętniej dałaby mu w
papę...
Rozmowy
toczyły się od żartu do żartu, od kilku krytyk do pewnego polityka, stamtąd do
innego polityka... Tematów do żartów w PRL jest ci niemnoszko, od czorta do
czorta. Potem się okazało, pod koniec, że różne pary nawzajem miały do siebie
pretensje i wnioski na przyszłość. Ale to były tylko niewinne podflirty, takie
fifty-fifty flirty galotowo-reformowo-polityczne. Tadeusz Ryll nie żałował
wódki czystej i kolorowej. Miał nawet do dyspozycji sanki do zjeżdżania po schodach
oraz polewaczkę, ale do czego w marcu polewaczka, chyba że chodzi o tę do
alkoholu. Kiedy nad ranem śpiąc na stojąco i opowiadając tylko po pół dowcipu,
nieznana z nazwiska osoba biesiadna rzekła stanowcze: – Basta! Wtedy wszyscy
zrozumieli, że czas na powroty. Zaczęto się rozglądać za tajemniczym gościem,
lecz on gdzieś zniknął. Elżunia już spała i zaczęto się tłoczyć do sanek. Każdy
chciał zjechać na parter na sankach. Przed apteka stała już polewaczka do
zraszania ulic i na wstępie zabrał czterech gości: Grellów i Radeckich.
– Nie
ma, jest w szkole.
– A co
mi mama kupiła?
– Nic.
Nie może codziennie coś kupować. Nie ma tyle pieniążków.
Przyszli
do domu. Na stole leżał nowy „Świerszczyk” – pisemko dla dzieci. Które Krzysiu
bardzo lubi.
– O,
kupiła. Jest na stole. Ty cyganie. Liwiusz nic nie powiedział. O tygodniku nic
jeszcze nie wiedział, bo po synka poszedł prosto ze szkoły.
– Ty
tak żartowałeś, że mama nic mi nie kupiła, prawda? Tak, tatusiu?
– Tak.
Chciałem ci sprawić niespodziankę – usprawiedliwiał się tata i pocałował
malucha w główkę. – Ja jestem śmieszkiem – powiedział Rafałek Krzysiu. Każe sobie poczytać. Ogląda obrazki i opowiada,
co się dzieje na obrazku. Potem prosi tatę, żeby czytał, a on będzie to robił,
gdy się nauczy… Gdy mama jest domu, to cały świat jest w
domu. Mama to fundament. Jest najważniejsza. Dzisiaj dopiero będzie i Rafałek już
się cieszy.
Gdy
Natalia w pokoju prowadzi lekcje, Krzysiu opowiada tacie bajki, mówi wierszyki.
Szybko uczy się zabawnych rymowanek. Mama wpada do kuchni i śpiewa. On siedzi
przy stole od strony okna i rysuje kredkami. Przerywa i też śpiewa. Po rysunkach buduje domki. Mówi wyraźnie. Jest
bardzo rozgarnięty, pojmuje wszystko w lot. Wie, że jest kochany. To mu chyba
dodaje skrzydeł.
A tu Liwiusz
Radecki także majsterkowicz. Wykonał lampę nad stołem, wprawił zamek w
ubikacji, wykonał półkę na lekarstwa i zabrał się do wykonania stojaka pod
kuchenkę gazową, żeby nie stała na taborecie. Natalia nic nie mówi. Bo mąż powinien
umieć takie rzeczy… To naturalne, że facet dba o dom. Żona woli to, niż jego
gryzmolenie picassowskich rysunków w zeszytach. Pasja się rozwija i może będzie z tego obcasja. Może zostanie
producentem mebli albo lamp oświetleniowych, albo ilustratorem... producentem
świeczników... Po obejrzeniu osiągnięć technicznych otwiera drzwi i idzie na
skróty do pracy do SOM przy ulicy Styczyńskiego do SP 13.
Uczący lubi jak na lekcjach są wszyscy uczniowie, ale uczeń Lasoń z klasy pierwszej pracującej nie chodzi tylko na elektrotechnikę. Nie lubi prądu elektrycznego. Wolałby lampę naftową. Liwiusz żartuje, że pewnie nie ma w domu czym świecić. A może oczami… W tej klasie regularnie na każdej lekcji obojętnie jakiej nie ma pięciu uczniów. Zdarza się, że na lekcjach nie ma pół klasy. Oni są przyszłością stronnictwa nieuków oraz cechu rzemiosł nieodkrytych.
Po
powrocie z lekcji Radecki pisze pracę semestralną z rosyjskiego. Ma też tekst
rosyjski do przetłumaczenia. Próbował, ale otrzymał tylko tróję. Tak oceniła
Kasia Wiczuk, nauczycielka rosyjskiego w tej szkole. Wtedy poprosił ją, aby
jakoś wpłynęła na niego, aby dostał cztery. I ona to zrobiła… Niech to będzie
zagadką. Dlaczego nie miałaby „ustawić” pracy koledze nauczycielowi. Zrobiła tę
grzeczność. Podpowiedziała, resztę dorobił Liwiusz w domu i teraz się
spodziewa... Nawiasem mówiąc, Kasia Wiczuk hoduje w pokoju nauczycielskim
rośliny ozdobne. Dała Radeckiemu odłamaną – odciętą gałązkę z liśćmi pnącza
grubolistnego, które on zainstalował w doniczce w domu. Gałązka rośnie podśpiewując.
Wieczorem
„Kobra” przedstawiła „Zbrodnię” ze Stanisławem Mikulskim, który gra majora.
Lubiany i popularny aktor.
W
Indonezji generał Suharto oświadczył, że Sukarno dał mu jedynie pełnomocnictwo
do przywrócenia porządku w kraju. Nie
zamierza grać w żadnej Kobrze.
Prawica
chce usunąć ministra spraw zagranicznych Subandrio. To będzie się jej opłacało,
chyba, że ktoś urządzi kobrę…
Idy marcowe. Na wsi koty na dachach. Piosenka śpiewana przez ojca Liwiusza, Stefana Roberta. Mamy rok sześćdziesiąt sześć. „Wczoraj grałem w sześćdziesiąt sześć, a dzisiaj nie mam co jeść”. Mama Marianna: O Maryjanno, gdybyś była zakochana, nie spała byś całą noc...
Uczennica Natalii dziś z kwiatkiem jako przeprosiny za nieobecność nieusprawiedliwioną. To by się nie mogło zdarzyć w szkole, w której uczy Radecki. Przepraszam, że jestem?
Wieczorem wszyscy troje są razem i
czytają. Liwiusz pokazuje Krzysiowi helikoptery kolorowe, taka amerykańska
książeczka i opowiada, co one robią... Mogą na przykład
pomagać kontrolować sieć energetyczną, ale to dla Rafałka Krzysia jeszcze niezrozumiałe,
natomiast Radecki wykorzystał te informację na lekcjach urządzeń elektrycznych.
Obserwator wyposażony w
noktowizor może zauważyć wieczorem, które elementy połączeń w sieci nagrzewają
się niebezpiecznie. Krzysiu śmiał się, gdy
tata mu opowiadał, że taki helikopter może stanąć na górze jak motyl na
kwiatku... A na linię energetyczną powiedział, że to sznury, na których mama
wiesza pranie.