poniedziałek, 20 czerwca 2022

Najbliżsi

 



Najbliżsi 

 Najbliżsi nigdy nie są tak blisko, 

 by nie mogli być bliżej. 

 Tak zatroskany o rodzinę 

i środowisko nie wyobrażam sobie, 

że może być inaczej... 

W każdej sprawie osiąga się określoną 

 wysokość, nie tylko piętro, 

lecz także ptasie gniazdo na drzewie. 

 To jest też wieszanie bombek na choinkach, 

ale nie nuklearnych... 

 Gdybyśmy mogli znów się spotkać... 

 Znów razem, wybralibyśmy się na poziomki 

lub grzyby, a potem przepilibyśmy rodzinne 

 spotkanie naturalnym miodem, 

 bez cząstek tworzyw sztucznych. 

 Rozglądam się po krajobrazie mojej duszy 

i widzę worki foliowe - łatwo trzymają zarazę. 

 Gdzie ja się znalazłem, za niska wartość mojej 

monety czasu. Czas się topi jak miliony monet. 

 A przecież najdrożsi nigdy nie są tak drodzy, 

 byśmy nie chcieli zapłacić więcej.

                                                           maj 2020

niedziela, 19 czerwca 2022

BRAMA TRIUMFALNA

 



  

BRAMA TRIUMFALNA

 

 Świat to nie chaos. Podlega prawom, które znamy, ale nie wiemy skąd się wzięły. Nauka ma co robić, inaczej by jej nie było… Przewidujemy i planujemy. Wiele zdarzeń ma swoje miejsce w stu latach dziejów oświaty na Śląsku i w kraju! Ile z nich zależało od nas?   

Przed wielu laty przebywałem w szpitalu z sympatycznym Bronkiem Kolendą. To było na drugim piętrze przy ulicy Karola Miarki. Pomijając wszystko to, co dzieje się w lecznicy, Bronek i ja mieliśmy jeszcze jedno zajęcie: długie rozmowy. Można też powiedzieć, że zastosowaliśmy znany rodzaj terapii. To nam pomagało. Obaj pracowaliśmy w szkolnictwie. Nauczyciele lubią mówić… Obaj też przez teraźniejszość wracaliśmy do przeszłości, by pochwalić albo tylko podkreślić niektóre fakty. 

Bronek gdy miał pięć lat chwytał pierwsze muchy na marglowej ścianie w marcowym słońcu. Gdy skończył jedenaście, pasł krowy na nasłonecznionych ugorach i gonił zające. Gdy słońce zbliżało się do zenitu, rysował tarczę zegara, wstawiał w środek patyk i odczytywał godzinę, wtedy pędził krowy do obory. W wieku siedemnastu lat umiał kosić zboże  i gdy Ikar poprzetrącał skrzydła żniwiarce, dołączał do grupy kosiarzy i wlókł się za nimi, by w piekącym słońcu kosić łany żyta. Nauczony pracowitości nie poprzestał na sianiu i zbieraniu plonów i pomnażaniu dóbr. Budował z ojcem dom, ścinał drzewa…  Mieszkali w pobliżu lasu i chętnie czerpali z magazynu energii słonecznej - co roku leśniczy wyznaczał ojcu pewne drzewa do wycięcia na opał, które nie mogły być uszczerbkiem w fabryce tlenu - by nikt nie odczuwał jego niedostatku. Mimo bliskości kopalni, węgiel nie był opałem łatwo dostępnym. Dobry gospodarz i organizator mógł osiągać wiele pożytków ze słońca…  Rozbierając się pod Słońcem, Bronek myślał o aktywności gwiazdy, o tym, gdy pola magnetyczne anihilują i dochodzi do gigantycznej erupcji plazmy, gdy wyrzucane są strumienie cząstek o wielkiej energii i wieje w naszą Ziemię wiatr słoneczny, który może rozbroić całą ziemską cywilizację... Lubił fizykę. Ale myślał też, dlaczego jedni posiadają ziemię, a drudzy nie. Przecież to nie jest sprawiedliwe, bo ziemia nie jest niczyją własnością, jest jak powietrze… Postanowił skończyć ważną szkołę…

To przy takich rozważaniach, gdy jeszcze choroba w niczym nam nie przeszkadzała, wracaliśmy do tego co było, do tych marcowych much na marglowej ścianie, gdy żadne słoneczne tsunami ani pandemia nam nie zagrażały, a o tej sprzed wieków nie pamiętaliśmy      i przyszłość wydawała się być czymś wytęsknionym. 

Rozmowę dokończyliśmy dwa lata później w Domu Nauczyciela w Jaszowcu. Wspierał nas Jerzy Surman – prezes śląskiego ZNP, który z zakresu szkolnictwa przedwojennego miał dużą wiedzę i potrafił się nią dzielić. W pewnej rozmowie zwrócił uwagę na Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe w Katowicach, utworzone w nowym, bardzo dobrze wyposażonym gmachu przy ulicy Krasińskiego, uruchomione w roku szkolnym 1930/31, nazywane „pałacem techników”. Dostęp do tej elitarnej szkoły był ograniczony, także opłatami – najwyższa wynosiła 106 zł i uiszczali ją uczniowie z kierunku chemicznego. Przedtem działały szkoły zawodowe  w Chorzowie, Katowicach, Tarnowskich Górach Bielsku, Dąbrowie Górniczej… dostosowane do potrzeb przemysłu górniczego, włókienniczego, hutniczego i budownictwa.

Bronek pochodził ze Śląska Cieszyńskiego i był ode mnie starszy. Można powiedzieć, że we wszystkim mnie wyprzedzał. Trudno było ustrzec się dyskusji o naszych przygodach  w szkole i w życiu pozazawodowym. Jego ojciec był powstańcem śląskim, a mój jako młody mężczyzna został w czasie drugiej wojny wywieziony do kopalni na Zaolziu… Nasze matki nie pracowały zawodowo. Nasze rodzeństwo nie było nam obce…

W najbardziej uprzemysłowionym mieście Śląska znaleźliśmy się też z pewnego przymusu, Bronek wcześniej, ja znacznie później.

W dość krótkim czasie wrośliśmy w to miasto, a nasze korzenie rozcapierzyły się obszarowo na całą krainę. Tu też urządziły się nasze dzieci i wnuki…

Obaj w naszych rozmowach „przeszliśmy” przez Bramę triumfalną przy ulicy Wolności 26-27. Bronek miał dużo do powiedzenia na ten temat. W dniu 23 czerwca 1922 roku przeszło przez nią wojsko polskie i władze, a za nimi mieszkańcy Królewskiej Huty. Każdy chciał przez nią przejść. Po drugiej stronie czuł się już kimś innym, lepszym, tym właściwym człowiekiem w kraju od nowa powołanym. Zaleźć się po dobrej stronie… Przejść przez Bramę triumfalną… To było ważne nie tylko emocjonalnie. Patrzono na nią z podziwem. Zbudował ją Antoni Kopieczny w 1922 roku. Ta brama była zwieńczeniem zmagań nie tylko powstańców. Przechodzono więc przez nią kilka tygodni.

Kopieczny pracował w komitecie plebiscytowym, brał udział w trzecim powstaniu. Prowadził firmę budowlaną i miał uczniów, którzy, gdy ruszyło śląskie szkolnictwo, posyłał ich do szkoły. To był warsztat przy ulicy Powstańców 19. Po drugiej wojnie światowej, po drugiej stronie ulicy pod nr. 24, działał przez wiele lat warsztat introligatorski Jana Bociańskiego, który także uczył młodzież zawodu, a na naukę teoretyczną uczniowie uczęszczali do szkoły przy ulicy Powstańców 6a. Przed wojną działało w gmachu przy tej ulicy Gimnazjum Klasyczne im. Odrowążów, w czasie wojny Arbeitsamt, a w latach 70. XX w. Zespołowi Szkół Technicznych Nr 2 nadano imię Mariana Batko – nauczyciela zamordowanego przez hitlerowców w czasie II wojny światowej.

– Skończyć gimnazjum w latach trzydziestych, to było coś – mówił z dumą Bronek. – Cztery lata nauki i aby zdać maturę, należało skończyć liceum, ale wojna odebrała  możliwości – mówił Bronek. – Po wojnie zdałem maturę i studiowałem jako jeden z pierwszych na Politechnice w Gliwicach. W Cieszynie chodziłem do siódmej klasy. To już lata wcześniejsze, bo te po pierwszej wojnie, to toporny czas. Po powstaniach wszystko działo się jakby na przekór. Nie miał kto uczyć i nie było wiadomo, czego należy uczyć, oprócz polskiego i matematyki, i jaka to ma być szkoła. Obowiązek szkolny nie obejmował wszystkich dzieci, bo rodziców nie było stać na posyłanie ich do szkoły. Jeszcze odbył się plebiscyt i wypadł niezupełnie po myśli powstańców… Niepiszący przeplatali się z potrafiącymi się podpisać. W rodzinach ubogich nawet nie zdawano sobie sprawy z wartości nauki.

- Nosiło się ze sobą tablicę, na której rysikiem gryzmoliłem koślawe litery – wspominał Bronek - a później stalówką w obsadce, tonkaną w kałamarzu z atramentem, pisałem                   w zeszycie. A dziadek mówił, że pisał gęsim piórem.

            - U mojej ciotki na wsi – mówiłem - do szkoły chodził tylko kuzyn, na ogół boso… Buty ubierali w niedzielę do kościoła. To była szkoła dwuklasowa, a dzieci pewnie z cztery tuziny w różnym wieku i o różnym stopniu wiedzy. Nauczyciel musiał się dwoić i troić, żeby czegoś nauczyć i żeby go dzieci słuchały Gdy mówił do jednych, to drudzy wykonywali zadania pisemne, i tak przez kilka lekcji. Szkoły nie ceniono.    

Między nauczycielami a uczniami dochodziło do nieporozumień. Posłowie sejmiku śląskiego podjęli uchwałę, aby uczniowie mówili po śląsku, a nauczyciele często pochodzili                      z terenów poza Śląskiem i mówili czystą polszczyzną i takiej uczyli dzieci. Zatargi zniechęcały jednych i drugich, i należało je wyeliminować. Wymagano też, aby nauczycielki żyły  w celibacie… Wanda Gołubowska ukończyła seminarium nauczycielskie w Krakowie i podjęła pracę w szkole w Królewskiej Hucie. Poznała hutnika, który był majstrem… Ze względu na wprowadzenie celibatu nie mogła wyjść za mąż. Zarabiała 185 zł i przez kilka lat, zanim wymagania nie zmieniono, spotykała się z przykrościami. Gdy zauważono ją z panem majstrem, była podejrzana, bo może będzie chciała wyjść za mąż… 

- Wiele razy nie przyznałem się, że ponosiłem porażki – wyznał Bronek. - Dopiero potem doszedłem do tego, że każdy człowiek je ponosi… 

            - Bez kopalń i hut w Królewskiej Hucie, a potem w Chorzowie nie byłoby tak rozwiniętego szkolnictwa… niczego nowego nie odkrywamy, ale warto mieć tę świadomość. Nie powstałoby Gimnazjum Klasyczne w 1922 roku w Królewskiej Hucie, ale także inne szkoły byłyby niepotrzebne. Powstały fundamenty przyszłości. A my jesteśmy tylko kroplami deszczu… - Babcia opowiadała, że ona spała w nocnej koszuli, a dziadek i dzieci we własnej bieliźnie.  Na ogół klasa robotnicza miała mieszkania jedno- lub dwuizbowe, bez łazienki, życie skupiało się w kuchni. Tu też przy stole, na którym spożywano posiłki, dzieci odrabiały zadania domowe, a gdy stół był zajęty, bo matka prasowała, to na kolanie…

Wprawdzie pokój sypialny był wyposażony w stół, ustawiony w „nogach” łóżek, ale zimą pokoju nie ogrzewano ze względów oszczędnościowych i tylko się w nim spało, a przed pójściem do łóżka  w kuchni paliło się w piecu tak „mocno”, żeby ogrzać pokój przez otwarte drzwi. Babcia najpierw brała do łóżka rozgrzaną cegłę, owiniętą w ręcznik albo w inny kawałek tkaniny, a gdy kupiła termofor, nagrzewała wodę w garnku, wlewała do gumowego worka… Tak postępowano na przykład w mieszkaniach przy ulicy Ligonia 10… Na Klimzowcu i w Maciejkowicach dzieci chodziły do szkoły boso… W mieście chodzenie po „kocich łbach” bez poranienia stóp było niemożliwe... Chodziło się w podniszczonym, wciąż naprawianym obuwiu, które należało do rzeczy niezbędnych i znajdowało się w sferze marzeń: mieć ładne buty... Młodszy brat nosił buty po starszym. Młodsze dzieci nosiły niektóre części garderoby po starszych: spodnie, swetry, marynarki, sukienki…

To były też lata, gdy kąpano się w wannie, czekającej na balkonie – jedna woda, najpierw matka, potem dzieci… Ojciec pracował na kopalni albo w hucie, to tam się kąpał. Zęby myli specjalnym proszkiem, nabieranym na szczoteczki. Dzielili się łzami i uśmiechem. Babcia nie narzekała na poprzedni świat, który ją nie wzbogacił, ale czekała na lepszy.

W piwnicy był warsztat i tam strugano kołki i heblowano deski na bieżące potrzeby… Co można było zrobić samemu, to wykonywano we własnym zakresie.

W ochronkach były sieroty i dzieci z biednych domów, często pozostawione tam do wychowania, miały trudniejszy start w dorosłe życie. Milka Zastawna z Cieszyńskiej pracowała w żydowskiej rodzinie przy ulicy Pocztowej, skończyła naukę w wieku trzynastu lat i od razu tam… Nie rzadkością były panny z dzieckiem. Jeśli w wychowaniu dziecka nie pomogła rodzina, w dużym mieście mogło się znaleźć miejsce dla dziecka w ochronce.

 

Gimnazjum Klasyczne w Królewskiej Hucie ukończył Jan Macha z Chorzowa Starego, przyjęty tam po ukończeniu szkoły ludowej w Chorzowie; w 1933 r. zdał maturę i rozpoczął studia w wyższym seminarium duchownym w Krakowie. W 1934 roku nadano Królewskiej Hucie nazwę Chorzów. W czasie wojny ks. Macha starał się wypełniać obowiązki kapłańskie i pomagał ludziom. W 1942 roku hitlerowcy wydali wyrok na ks. Hanika Machę - został zgilotynowany w Katowicach. W 2021 roku został Błogosławionym.

       W latach siedemdziesiątych XX w. szkołę przy ulicy Powstańców 6a odwiedza dwóch ponad sześćdziesięcioletnich mężczyzn, którzy  żywo interesują jej dziejami, a oprowadzający oszczędnie ich informuje o teraźniejszości, najpierw wypytując kim są, dlaczego ta szkoła, a potem objaśnia... Okazali się absolwentami Gimnazjum Klasycznego z 1933 roku,

 czyli z tego roku, gdy Jan Macha zdał maturę w tym Gimnazjum. Oczywiście, wymieniają kilka nazwisk, mówi się, że jeden z nich został księdzem, że być może w czasie wojny został zamordowany, ale oprowadzający nie wykazuje zbyt dużego zainteresowania, jednak coś                 w pamięci się utrwala. Jest jeden powód, dlaczego, i on nie zostaje ujawniony. Obaj panowie mieszkają w Chicago w Stanach Zjednoczonych, wyemigrowali jeszcze przed wojną, a w te właśnie wakacje chcieli zobaczyć „swoją młodość”…

Grzecznościowo pochwalili gospodarzy placówki, widząc dobre wyposażenie trzech pracowni: do przedmiotów zawodowych i języka polskiego. To był okres gierkowski, były pieniądze na sprzęt szkolny, a nauczyciele posiadali dobre pomysły i zapał, by unowocześnić miejsca pracy z młodzieżą. 

       W 1922 roku, a więc w roku Bramy triumfalnej, z Bytomia do Chorzowa przeprowadziła się Janina Omańkowska - działaczka niepodległościowa, nauczycielka, redaktorka i posłanka na Sejm Śląski. Pochodziła z Wielkopolski, egzamin nauczycielski zdała w męskim seminarium nauczycielskim w Bydgoszczy. Jako nauczycielka w dworach, podejmowała działalność, za którą była ostro krytykowana przez władze pruskie.

  Przez kilka lat mieszkanka Bytomia, potem, gdy zaczęto jej dokuczać ze strony władz niemieckich, zamieszkała w Chorzowie  przy ulicy Wolności 22.  Jako marszałek Sejmu Śląskiego prowadziła obrady, jako pierwsza kobieta na świecie… Zmarła w 1927 roku, pochowana jest na cmentarzu św. Jadwigi w Chorzowie. Za jej czasów wykuwano zręby śląskiego szkolnictwa. Była osobą postępową i patriotką.

            - Przy ulicy Kościelnej miał swój lokal mieszkalny Ernest Malich z Hejdlą, który pracował w Królewskiej Hucie i miał blisko do roboty. Posiadali pięć córek. Dwie najstarsze, które urodziły się w początkowych latach XX w. skończyły cztery lata nauki w niemieckiej szkole ludowej i po polsku pisać już się nie nauczyły, ale pracując dawały sobie radę bez tej umiejętności… a trzy następne uczęszczały do siedmioklasowej szkoły powszechnej w Królewskiej Hucie. Ukończyły naukę i były z tego dumne. Na szkołę średnią rodziców nie było stać, bo dalsza nauka była odpłatna. Wszystkie trzy uczyły się dobrze, opanowały stenografię, bo taki przedmiot występował w programie, także prace ręczne… Cila otrzymała pracę w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, gdy już powstał nowy gmach, Ziuta w kancelarii adwokackiej jako maszynistka, a Lodzia postarała się o zatrudnienie jako ekspedientka w domu towarowym przy ulicy Wolności. Wówczas rodzinie zaczęło się dobrze żyć i nie narzekano na niedostatek, ale wiedzieli, jak trudno o pracę, widzieli wokół ludzi biednych, dzieci bez opieki i bez szkoły…

            Jeśli kontynuować dzieje rodziny ze względu na edukację, to trzeba dodać, że cztery córki Ernesta i Hejdli wyszły za mąż, a piąta nie miała szczęścia… Dzieci córek Malichów – trzech synów i trzy córki, rozpoczęły naukę w polskiej szkole powszechnej, ale dalsza nauka odbywała się w szkole niemieckiej, bo znowu  wybuchła wojna…

            Beata – córka Ziuty i Jana Krasnych, wspomina takie wydarzenie z czasów wojny. Mama z Beatką szły do ciotki Cili przy dzisiejszej ulicy Wolności. Znajdowały się naprzeciw siedmiu kominów pieców martenowskich, z których buchały płomienie ognia. Za chwilę miały dojść do szerokich, jakże filmowych schodów, prowadzących do poczty. Nagle wyłonił się z nich niemiecki policjant i energicznie kroczył w ich stronę. Mama aż zadrżała. Ręce miała zajęte. W jednej niosła tornister córki, bo Beatka miała u ciotki odrabiać zadania, a w drugiej tobołek z bielizną pościelową, którą należało połatać.

Starały się nie patrzeć na policjanta. W pewnej chwili usłyszały taki wrzask, jakby stało się coś strasznego. To Niemiec wydarł się na mamę, dlaczego go nie pozdrowiła i nie podniosła ręki! Wyrzucił z siebie pęk epitetów. Mama znała niemiecki, ale nie potrafiła nic powiedzieć, tak był przerażona. Upuściła na ziemię oba pakunki i tylko się po nie schyliła. Pomyślała, że teraz poczuje ból uderzenia, jednak tak się nie stało. Policjant poszedł dalej.

            Po wojnie nastąpił powrót do polskiej szkoły, nie bez perturbacji w pierwszych latach, ze względu na to, że dwie siostry zaliczono do kategorii blisko niemieckiej, a dwie do blisko polskiej i z tego powodu nowa władza „przestawiała meble”…

            W Polsce Ludowej edukację postanowiono udostępnić dla wszystkich, jednak niektóre grupy społeczne zostały uprzywilejowane, a inne były dyskryminowane. Mówiło się przede wszystkim o klasach społecznych robotniczej i chłopskiej oraz inteligencji pracującej, natomiast klasa burżuazyjna miała odpokutować za grzechy… Mocno wiało ze wschodu. Rosjanie wtrącali się do wszystkiego i trzeba było lawirować. Ale upowszechnienie wykształcenia było chwalone.

Po latach okazało się, że wielu zdolnych ludzi o nieprawidłowym pochodzeniu społecznym musiało zastosować różne wybiegi, aby osiągnąć swój cel, na przykład ukończyć wyższe studia. Ważna była przynależność organizacyjna…   

            Przez trzydzieści powojennych lat Chorzów rozwijał się prężnie. Ze 106 tysięcy mieszkańców przed wojną, w latach siedemdziesiątych Chorzów z niestałymi mieszkańcami miał ponad 160 tysięcy obywateli. Wybudowano wiele osiedli mieszkaniowych i szkół. Szkolnictwo posiadało wciąż niewystarczające wyposażenie, ale liczebnie było imponujące, bo i potrzeby były duże. Można mieć wiele uwag i zastrzeżeń, lecz w porównaniu do stanu przedwojennego to był niesamowity wzrost. Zlikwidowano analfabetyzm i mimo topornego upolitycznienia, szkoła podstawowa i średnia stały się dobrem powszechnym. Później wskutek błędów ekonomicznych i politycznego zakalca zaczęło się dziać coraz gorzej. Przemysł upadł z powodu restrukturyzacji i rozkradania, ubywało ludności, zaczęło się bezrobocie, strajki, zapaść, zmiana systemu, znowu zapaść, rozgardiasz w szkolnictwie, jednak nie można powiedzieć, że ograniczenia, ale nie każdy młody człowiek miał dostęp do szkoły średniej w pierwszych latach przełomu, ponieważ  polikwidowano większość internatów.

Obecnie znów mamy do czynienia ze sporami, jaka ta szkoła ma być i każdy widzi to inaczej, co nie sprzyja zajęciom dydaktycznym. Gdy już dostęp stał się szeroką bramą, pojawiła się pandemia. Przerwy w nauce, kłopoty szkół z wyposażeniem w środki multimedialne, uczniowskie podchody i zabawy w uniki… Zajęcia w trybie hybrydowym i bezpośrednim. Luzowanie i zaostrzanie kontaktów szkolnych i społecznych… Zaobserwowano też, że dzieci mają trudności z prawidłowym trzymaniem w palcach długopisu i posługiwaniem się nim. Wolą używać klawiatury komputerowej i komórek.

 W czerwcu kończy się rok szkolny. W czerwcu i przed wojną kończył się rok szkolny. W dniu 23 czerwca 2022 roku będziemy obchodzić stulecie oświaty na Śląsku i sto lat od tego dnia, gdy przez Bramę triumfalną przeszło wojsko polskie i władze, i bardzo wielu chorzowian… Sto lat nieustannych zmagań, troski, reform i śmiałych dokonań oraz błędów.

Kilka lat temu odbywały się przemarsze młodzieży i pracowników co roku i były oczekiwane. Na paradę się szło. W takim dniu ulicą Wolności przemieszczał się kolorowy pochód z orkiestrą i artystycznie ubranymi grupami młodzieży… Parada zachwycała mieszkańców miasta. To było wspaniałe święto.

            Już trzeci rok trwa pandemia… Mówi się, że piąta fala może wznieść się nawet do ponad stu tysięcy zakażeń na dobę… Ale zielone światełko w tunelu rośnie w oczach, jest więc nadzieja na pokonanie zarazy w takim stopniu, że poczujemy się wolni.  

            Stoję oto przed domem przy ulicy Wolności 26, rozglądam się, to tu sto lat temu… Zatrzymuję wzrok na pierwszym piętrze. Tu mieszkał przed laty Bronek Kolenda… Okna smutne, opuszczone, w ogóle cała ulica Wolności, jakby nie ta, za mało żywa, taka pusta… Sklepy same sobie się dziwią, że takie są, że jeszcze są… tyle pustostanów, nadmiar pustki. Dzieci i młodzież po feriach zimowych wracają – nie wracają do szkół... Nauka zdalna zdaje się utrwalać... Biura instytucji państwowych i prywatnych pracują zdalnie… Już wracają do biur… Gromady przeciwników szczepień jeszcze ciągną za sobą ogon niechęci, to jakaś dziwna nonszalancja…           

W Stulecie Śląskiej Oświaty nie tylko duchy tamtego czerwca maszerowały ulicą Wolności i… ujrzały - nie ujrzały nową Bramę triumfalną.

Głęboki miliard lat temu powstało życie na Ziemi. Czy człowiek wie już, co z nim zrobić, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia?

                                                                                                                      luty 2022