poniedziałek, 7 czerwca 2021

Pompa przy dworcu




Pompa przy dworcu

                            Opublikowano 8 kwietnia 2017

 

W Trzemesznie przed dworcem na skwerze

stała ręczna pompa, zielona z wrażenia,

odlana ze staliwa, z ramieniem

zakończonym spiralnym zakrętem dziejów.

Mogła mieć gdzieś metr sześćdziesiąt w hełmie. 

To był punkt czerpania przyjemności w czasie

upałów i podróżni czekający na przyjazd 

pociągu chętnie korzystali z niego.

Na tabliczce na kadłubie brzmiał napis:

Woda zdatna do picia.

Ludzie podchodzili, naciskali na rączkę pompy,

a woda zmuszona do wędrówki podążała

do wylewki, a pompujący przerywał proces

pompowania i nadstawiał

usta albo garścią czerpał ze źródła.

           

Ludzie oblewali rzeczywistość na czole i szyi,

wracali do poczekalni, kupowali lemoniadę.

Stałem tam między wielu pokoleniami,

w poczekalni ustępowałem miejsca starszym,

wychodziłem przed budynek dworca PKP

na wysokie, wybitne i ambitne schody, oglądałem

panoramę przyszłych pasażerów, wśród

których zdarzały się lilie, malwy i mieczyki, 

sunące śmiałym, potoczystym wdziękiem.

Na ogół panował tu pokój i kwitły maki miłości.

By nie być zbyt natarczywym wysyłałem spojrzenie

w prawo za koroniaste drzewa, gdzie szło się do

składu węgla. Gdy zbliżała się pora

odjazdu osobowego,

ciągnionego lokomotywą parową,

przechodziło się

pomiędzy barierkami, a sprawdzający

bilety dziobał je

i odsuwał się od przejścia.

Jeśli była osoba towarzysząca,

pokazywała bilet peronowy,

peronowy kasował go i zwracał, a pasażer

pozwalał osobie nieść bagaż.

           

Przyjazd pociągu to osobny poemat.

Stawaliśmy na wyznaczonej linii pomostu,

pociąg wpadał na stację zdyszany,

para buchała rada z wolności,

a pasażerowie szukali drzwi

wejściowych do wagonów.

Nad głowami rozkwitała taka

radość dwustronna, że można wejść, usiąść,

jeżeli było wolne miejsce, że rosła dusza 

i wystawała z nas życzliwość.

           

A jak nie, to stało się między nogami pasażerów.

Tyle satysfakcji, że otwierało się drzwi

i od razu siadało na drewnianej ławie

III albo II klasy!

Potem to się pogorszyło.

Rozpowszechniły się pulmany

i aby wejść do przedziału i zająć miejsce,

należało się tłoczyć korytarzem.

Gdy pojawiły się elektrowozy,

wykoleiły się romantyczne

lokomotywy ze wstęgami dymu i parą

       z kotła parowozu.

Później pociągi zaczęły znikać,

dworce umarły z brzydoty i zgryzoty,

nadeszły luksusy

szukające pasażerów po cenach fabrycznych.

Już nie dojedziesz bez przesiadki

z Chorzowa Miasta do Trzemeszna.

                                                                   

                                                                     2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz