Poezja wzbogaca
Czerwiec 2017
„Jest taki wiersz”
1
Wokół mnie tomiki poetyckie, dawniejsze i nowe oraz kilkanaście
numerów „AKANTU”. Czytam w nich wiersze i mam coraz więcej przeszkód na mojej
ścieżce. Jest tak dużo dobrej poezji, że można poczuć się zagubionym, zmąconym,
lecz pewności i tak nie
będzie, natomiast nie trzeba dowodzić, że sztuka bez poezji byłaby uboższa.
Każdy z utworów poetyckich upomina się o zauważenie i uśmiech, jak obraz,
rzeźba czy utwór muzyczny, chociaż bardzo wiele z wielkich dzieł nie potrzebuje
niczyjej łaski i one, te dzieła, są nawet butne. Wciska się też słowo dewaluacja,
ale ja nieustannie je skreślam. Nie odpowiadam na pytanie: Co jest mniej
kłopotliwe - nadmiar czy niedostatek?
Przede
mną kosz pełen niespodzianek: czekoladek, drobnych ciasteczek i suszonych
owoców, każdy o innym smaku, są też słone, gorzkie i kwaśne... Biorę jak
popadnie albo wybieram. Taka degustacja, że można się rozpłynąć… I tak trafiam
na poetę, który jest jak mała papryka. Tam, gdzie pojawia się szalony pomysł, pryska
wulgarny epitet, niektóre litery stawiane są na głowie, czytelnik chwieje się
od wątpliwości. Poeta jest patentowanym
twórcą, jeśli chodzi o formę i sposób, w tym mieści się też jego ubiór, bo
chodzi w spodniach, w których dziury (podoba mi się słowo otwór) nie koniecznie
zawsze są zamykane na zamki błyskawiczne lub spinane agrafkami albo zamykane
zatrzaskami, może na noc lub gdy zbliża się trąba powietrzna? Takie same
sprawił swojej ukochanej (używa słowa partnerka, bo gra w tenisa?). Tego twórcę
zostawiam w poczekalni, wydaje się, że to jeszcze nie ten rok…
Gdy oderwałem się od autora, tak
się niezwłocznie zdarzyło, że przeczytałem wiersz poety Stefana Pastuszewskiego
„Zawsze” („AKANT” z czerwca 2015 r) i wróciłem do miejsca, z którego czerpię
radość i siłę.
maleńka jest ta hostia
jak chwila
jak kropla
ale tak jak bez chwili być nie może
ni jednej godziny
jak bez maleńkiej kropli nie ma
kubka wody
tak bez tego opłatka nie ma
nieba we mnie (…)
Po
przeczytaniu ujmujących dwóch strof poczułem się jakbym otrzymał uprawnienia do
dalszego ciągu poszukiwań i
przeżywania na nowo wybranych poetyków. Odsunąłem kosz i postanowiłem korzystać z niego z
ustatkowaniem, ale tak, jakby poza poezją nie było nic więcej? Staram się, aby
to nie był przypadek. Bez poezji sztuka byłaby okaleczona i osamotniona. W następnym numerze błysnęła mi
w oczach „Modlitwa” Janusza Orlikowskiego („AKANT” ze stycznia 2017 r)
Tobie nic nie mogę powiedzieć
wiesz wszystko – to dobrze
mógłbym zapomnieć o tym
czy owym
poza tym jak to
zaplanowałeś
nie jestem zbyt
rozmowny(…)
Czy już
otrzymałem nową legitymację?
Nie
spieszę się specjalnie. Zatem nie wykonuję również niepotrzebnych ruchów, by
być bliżej lub się oddalić. Danuta Sułkowska przygasza mój zapał i przypomina w
wierszu „Odwiedziny” („AKANT” z marca 2016):
Był Józek i poszedł
Był Walek i poszedł
Był Marcin i poszedł
Władek, Jasiek, Stefka,
Kunda, Gienka
Wszyscy poszli(…)
Niebo ubrało się w przewiewną krepę. Nikt nie spieszy
się z odejściem, bywa że marudzi, ale chce jeszcze
pobyć w gościnie doczesności i czyta wiersze.
Niech Ciotka Marysia patrzy przez czas. Codziennie
to robimy, nie zastanawiając się nad tym. Niech tak będzie, czemu miałoby być
inaczej... Czas zauważamy, w młodości, bo się wlecze jak wąż, jest bardzo
rozciągliwy, w wieku drugiej młodości przyspiesza i razi nas swoją gęstością.
Poruszamy się w nim niemrawo i postękujemy.
Tematyka
trawiastej, a na pewno piaszczystej przyszłości wciąż się ukazuje w słowach, na
obrazach lub w codziennym ruchu. Taka zmiana nastroju wprowadza zamyślenie.
Poeci zauważą nie tylko dłuższe momenty, w których człowiek dokonuje czynów
gubiących go, ale i ten czas, gdy nagle następuje wcale niefilmowe cięcie.
Tęskni się za kimś lub ma się twarz pełną bólu. Wstrząsany niby pasażer w
bryczce na polnej drodze, czytam dwa razy „List do Ojca” Ewy Klajman-Gomolińdskiej
(„AKANT” z marca 2016).
Kochany
Tato
Ostatnio wypatrywałam
Twego ducha w płomieniu
Ale znów muszę przyjąć
za wiarę że gdzieś jesteś
Mgła oczary opary Tylko
wyłania się strach
(…)
Gdybym mogła Cię
zobaczyć choć przez chwilę
Przeszłabym na kolanach
pół miasta(…)
Wybrałem te wersy, które mają wzmocnić myśl, że nasz duch
może jeszcze przez kilka mgnień pozostać, jeżeli uszykujemy dla niego miejsce,
ale to też zauważenie mocy tego wiersza, jego całości bez podziału na zwrotki.
By poczuć
się pewniej, poszedłem nad rzekę. Kąpałem się tylko w Wiśle, lecz zostałem
jakby ochrzczony w Brdzie. Spływałem kajakiem zapatrzony w niebieskie oczy, a
kiedy chciałem się odbić w topazie przechodzącym w lazuryt, kajak fiknął
koziołka. Mój triumfalizm został zalany wodą. Wygramoliłem się na pomost, a
topazowe oczy odziały mnie w dres.
Kalina
Izabela Zioła bardzo obrazowo i lirycznie przestawiła swoje spotkania z Brdą.
Trudno było się oprzeć wywołanym w wyobraźni widokom i zdarzeniom.
„Chwila nad Brdą” („AKANT” z lutego 2016) zaistniała we mnie jak odtworzony
niedawno film na taśmie celuloidowej.
(…)mówimy
dużo o wszystkim i niczym
nareszcie sami nareszcie
niepowtarzalny smak
martini i twoich warg
krzyk zabłąkanej rybitwy
przecina niebo
w oczach masz wszystko
co chciałabym usłyszeć
(…)
jak zatrzymać tę
chwilę(…)
Zdarza
się, że doznajemy złudzeń, wtedy czas nie pracuje dla nas, chociaż mamy
upragnione chwile tylko dla siebie. Wieczorem świecą ozdobne lampy, rzeka
szemrze i zaprasza, a my szukamy następnych lirycznych latarni.
Trwam
więc w zbiorach „AKANTÓW” i tomikach poetyckich. Wszystkie szeleszczą, nucą
swoje pieśni stwórcze, a niektóre krzyczą. Są jak ledowe źródła światła. Kogo
dotknąć jeszcze raz? Komu rzucić garść białego światła? Komu poświęcić swoją
uwagę ponownie i ponownie?
2
Na progu chaty jarzy się strumień zachęty i jakbym słyszał:
„Weź i czytaj. Ja cię widzę z oddali. Masz zapał w oczach. Mój pies lustruje
drugą stronę horyzontu, a ty lśnisz w słońcu i nie wiem, czy jesteś moim
czytelnikiem czy krytykiem.” Poetka nigdy nie wypowiedziała tych słów. Ukryła
się w różowym obłoku, który wcześniej zapaliła jak nadchodzącą noc. Niebo zastajemy
różowe i czerwone, gdy słońce natrudzi się dniem i kładzie do snu. A gdy się budzimy jasność
oblewa nas zachętą do wzięcia kolejnego tomiku do ręki i zagłębienia się w
ulotnych uczuciach, napełnionych
słowami.
Stefan
Pastuszewski o wierszach Barbary Dziekańskiej napisał: (…) „Choć kobieta jest
bliższa naturze niż mężczyzna i życie traktuje jako coś, co ma wartość samoistną, a nie jak mężczyzna
jako coś, co ma do czegoś służyć, to jednak właśnie kobieca poezja radosnej
seksualności, a nie męska wieża z kości słoniowej humanizuje
świat.”
Na temat
twórczości poetki wypowiadają się zarówno kobiety jak i mężczyźni, dostrzegając
w jej zwiewnych, poetyckich utworach delikatność i namiętność, z erotycznym
napięciem w przestrzeni natchnionego bytowania.
Maciej M.
Szczawiński pisze, że „Barbara Dziekańska jest poetką zmysłowego kontaktu ze
światem. Prawie każde dotknięcie jego rzeczywistych i nierzeczywistych
kształtów nosi znamię namiętnego „doznałam”, odczułam”, „przeżyłam”(…)
Od
pierwszego do ostatniego tekstu obcujemy ze światem kruchym, ulotnym, trochę
ażurowym” (…)
Kamila
Kiełbińska podkreśla: (…)„Fakt, że poetka jest zawodowym muzykiem ma ogromne
znaczenie. Barbara Dziekańska jest świadoma, że „myśli wyrażone przez dobrą
muzykę są tak trudne do ujęcia słowami nie dlatego, że słowa są nazbyt mgliste,
lecz przeciwnie dlatego, że są zanadto ścisłe” (F. Mendelssohn).
Barbara
Dziekańska - pianistka i poetka, przedstawiając publicznie swoją twórczość,
starannie dobierała utwory poetyckie, które sama recytowała lub czynił to
zaproszony gość, w szkole muzycznej podczas koncertów, czy na
spotkaniach z czytelnikami,
gronem przyjaciół i znajomych, wplatając muzyczne przerywniki, wykonywane przez
pianistkę lub trio albo przy muzyce z płyt. Gdy porównuję utwory poetki z
poezją wielu autorów, przecież znakomitych, wiersze Barbary Dziekańskiej są jak
poranna rosa, perły i… jeszcze…
Są to
wiersze wolne. Ich konstrukcja nie jest regularna, poetka nie pisze zwrotek o
jednakowej liczbie wersów i sylab, nie stosuje przecinków, czym nie wzbudza
żadnych nadzwyczajnych emocji. Tak pisze. Utwory są stosunkowo krótkie, zwarte
w treści, wersy kilkusylabowe. Jest celowo oszczędna w wyrażaniu myśli i uczuć,
aby zyskać efekt zaskoczenia, uzyskania puenty wyrażającej się w dwóch-trzech
słowach. Stosuje metafory i alegorie. Mówi w pierwszej osobie, ale też w drugiej i trzeciej; opisy są jak muśnięcie
ust, jak dotyk aksamitu. Zatem podmiot liryczny występuje zmiennie. Sens wypowiedzi
bywa ukryty lub zawierający przesłanie, pobudza wyobraźnię czytelnika. Nie stosuje
rymów i inwersji, zdarzają się anafory i epifory. Nie stosuje dużych liter i
znaków interpunkcyjnych. Tytuły wierszy pisze dużymi literami albo nie nadaje
im nazwy. Mówi wprost, ale częściej podmiot liryczny ubiera woalkę. Przez to
jej poezja wydaje się prosta i „szybka”, lecz ukryta. Taka jest organizacja jej
perełek, mam ochotę powiedzieć. Wykorzystuje zmysły, które określają stan uczuć
w różnych sytuacjach i odzwierciedlają przeżycie czegoś fascynującego, do
zauroczenia włącznie.
„Jest
taki wiersz”, a może należałoby powiedzieć: Są takie wiersze?
Kilka
miniatur mówi do nas przez kolory kwiatów.
Wybrałem
„fioletowy”
(z tomu „Zapalę noc”):
to znowu
pan
w swoich podpłowiałych
fioletach
z konwaliami
wśród niewczesnych bzów
to nic
że trochę staroświecki
Poetka zapewne się nie dziwi, że widzi ponownie kogoś, kto
może ją zainteresował. Lubi kwiaty i patrzy na osobę przez konwalie i
wczorajsze bzy. To nie są trwałe kwiaty. Młodość szybko przemija. Czy minęły
lata? Pan stał się przedawniony, ale to nie szkodzi, bo ona ma na myśli to nic, to było piękne.
Piękno jest
ulotne, wrażliwe na zbyt techniczne rozpatrywanie stanu przeżyć. Dlatego,
jeżeli czyni to krytyk, analityk
literacki, atmosfera utworu, jego duchowa otoczka i znaki czułości mogą
zanikać, bo rozbieramy wiersz na elementy, jakbyśmy rozkręcali maszynę, i
pozbywamy się jego urody i kompozycja ginie. Są tylko duże litery albo ich nie
ma, są strofy i wersy, liczba sylab w wersie, wiersz ma konkretną nazwę, jest
kompozycją, ma swoje metafory i refleksy
świetlne… Zanikają bodźce, pozostają określenia, jak alegoria, wiersz z
antytezą, bez inwersji, z
oksymoronami… Dlatego dopóki tak się nie zachowujemy, doznajemy czegoś
nadzwyczajnego. Przeżywamy wiersz jako muzyczną kompozycję złożoną z kilku lub
wielu tonów (pojedyncze czy dwudźwięki i akordy) na danym instrumencie, tworzącą melodię wiersza. Bywa, że pojawia się
dodekafonia niezamierzona. Kiedyś po rozmowie z nastolatkami doszedłem do
wniosku, biorąc też pod uwagę siebie w
tym wieku, że młodość jest spontaniczna, uwielbia przyjemności, ma ciągoty anarchiczne,
lubi ryzykować i zachowywać się niekonwencjonalnie (stąd te dziury w spodniach
otwarte na oścież lub zamykane na zamki błyskawiczne lub na zatrzaski) i
pomijanie poezji jako forum wyrażania wewnętrznych tarć. Takich zachowań i
nastroju burzy nie ma w twórczości lirycznej Barbary Dziekańskiej. To pełnia
dojrzałości.
Jednym
pociągnięciem wzroku pobrałem nektar z utworów jak prezenty z kosza:
„Z PAMIĘTNIKA”
kiedy wczesnym rankiem
szukasz mojej twarzy
wstają łąki
żywica gęsto
opływa bruzdy kory
kiedy późny chłód
kładzie sen u kolan
irysy podchodzą do
okien(…)
„W
OCZEKIWANIU PEŁNI” podmiot liryczny zwraca się do drugiej osoby w trzech
zwrotkach, pierwszej pięciowersowej i dwóch dwuwersowych… I to zachwycające zaproszenie…
kwiaty z mojego ogrodu
są jak listy do ciebie
spisane z chmur
zmarszczek wody
kaprysów wiatru
(…)
przychodź
zawsze o zmierzchu
Dziewiczy
róż w pąkach i biały kielich jak otwarte usta, pełno w nim intensywnego zapachu.
Był wieczór, a może wstał już świt…
„NOKTURN”
siedziała
z
kwiatem tuberozy
roniła
słowa
do
szklanki
z
białym winem
zalotna
cała
z
bezdotyku
miała
skrzydła
i oczy
anioła
który
jest
Podmiot ukrył się za wrażliwą zalotnością.
Snuje refleksje o
uskrzydlonej miłości, która jest najważniejsza. Zatem zupełnie odmienna od tej
współczesnej, często dążącej na skróty do spełnienia, do spłonięcia i
poszukiwania na gwałt następnej... Inna opcja to dotykanie wyłącznie ekranu
komórki, by wejść w świat iluzji, przenieść się w knieje zawiłych powiązań
obrazu ze słowami, prawdy z półprawdą, treści, na których nam zależy z podstępną
reklamą. Nie chcę analizować tego wiersza tak, by go ogołocić z zapachów i
kolorów, bo jest pucharem napełnionym pragnieniem. Niczego nie dodam i nie obejrzę
stóp, nie poszukam mor, bo nie pochodzę z dawien dawna, i nie liczę zgłosek.
Czuję tę wielobarwność i wielogłosowość zawartą w naturze miłości. To unosi
ducha i wzrusza, ale nie jak obraz człowieka widzianego przez pryzmat... Ważne
są aromaty ujawniane przez kwiaty. Oszczędne muśnięcia pędzla, czasem
mlaśnięcie i zanurzenie w metaforze. Dwie miłości splecione przypadkiem,
wzniesione jak puchary, być może z szorstkim początkiem, poddane szlifowi ust,
oddalone od wyraźnych brzegów możliwości, wzlatujące dmuchawcem, ptakiem i
głaskane meszkiem, zapomniane w nieważnej rzeczywistości, mknące źródło w
źródło. Tworzy emocje nie jak wywrotowe wichry, lecz subtelne i delikatne
powiewy, na które czekamy. Czy w bezokoliczniku, w tej nieodmiennej formie czasownika można
wyrazić aż tyle uczuć, podkreślonych liczebnikiem, bez wskazania na osobę i stronę? Niech będzie skupienie,
zaniechanie liczenia się z monetami jak na targowisku… To zdecydowany i
stanowczy wiersz, z metaforami, jak i kilku epitetami, bo tęsknota i marzenie
są blaskiem i pieśnią:
„PIEŚŃ”
kochać
po
stokroć
kochać
bliźniaczy
liść
podnieść
kamienie
ostre
gładzić
brzegów
nie
rozmywać
dmuchawce
sypnąć
skąd
ptaki
niosą
puch
kochać
po
stokroć kochać
nie
odejmować
oddechów
nie
deptać
ust
słów
nie
rozmieniać
nie
liczyć
monet
a
kochać
po
stokroć
kochać
do
źródła
nieść
źródło
Pewnego razu poetka powiedziała,
że nie napisałaby podobnego wiersza, jak „Fortepian Chopina”, ale Cyprian K.
Norwid zaprowadził ją na muzyczną drogę i na niej już została. Po latach podjęła
próbę napisania utworu będącego wyrazem wdzięczności, który się jej jednak nie
spodobał, a później zapragnęła wiersza jak utwór muzyczny, nie wiadomo czy
byłby to mazurek, etiuda, serenada, preludium, suita… z wykorzystaniem fortepianu,
z podkreśleniem wysokości tonów, barwy, czasu, akordów, barwnego i białego szumu,
z basami i sopranami, lecz czy napisała taki wiersz, tego nie wiem i nie
znalazłem wśród jej „błyskających ulotnymi promykami perełek”.
Poezja wyrażająca dramatyczne sytuacje
i przeżycia, poezja szorstka i ostra w wyrażaniu uczuć, wyzwalała w niej sprzeciw.
Nie lubiła negacji, czarnych chmur w słowach i dramatycznej perspektywy,
liczyła tylko na życie w radości, na pozytywne emocje i miłość między ludźmi. Potrafiła znaleźć się
w obszarze, w którym odkrywała równowagę i harmonię, i wśród takich też ludzi
przebywała i mogła się spełniać muzycznie, do muzyki dodawać swoje wiersze i
chłonąć urodę życia. Potrafiła się dostosować i zapanować nad sytuacją.
Barbara Dziekańska wzbogaciła poezję,
dodając jej nowych nastrojów i znaczeń.
Fragment
z tomu
„Moja
mama nie pyta o pogodę”:
„MODLITWA”
Ojcze
Święty
gaju
przebogaty
gałązko
oliwna
owoce
której
smakować
będę
(…)
ilekroć
słodycz
w
kropli goryczy odnajdę
a
zło
ku
rozumieniu dobra
obrócę
modlitwę
dziękczynną
co
dzień
do
Ciebie - Ojcze
wypowiadać
będę
Amen